include ('strukt.php'); ?>
W niniejszym opracowaniu postaram się
przeanalizować czynniki wpływające na swoiście pojmowany wzrost gospodarczy. Z
góry zastrzegam, że zawarte tutaj poglądy stoją w opozycji do tych,
prezentowanych przez prof. Leszka Balcerowicza, prof. Bauca czy takie
organizacje jak Instytut Badań nad Gospodarką Rynkową. Jak wszystkie moje
artykuły i ten jest przeznaczony dla szerokiego grona odbiorców. Dlatego dla
prostoty przekazu musiałem ograniczyć zakres prezentowanego materiału. Mimo to,
obie części opracowania są bardzo obszerne, dlatego proponuję czytać je etapami.
Język ekonomiczny jest dość specyficzny. Kategorie ekonomiczne takie jak praca,
płaca, zysk są inaczej rozumiane w społeczeństwie, niż definiują je nauki
ekonomiczne. Z tego powodu na początku zamieściłem rozdział z definicjami
częściej używanych pojęć. Wszystkie osoby, które nigdy nie zajmowały się
ekonomią naukową powinny przeczytać ten rozdział. Dla wygody Czytelnika
część definicji powtarzam w dalszym tekście.
Całość
problematyki omawiam w dwóch artykułach. Ten jest pierwszym z nich. Tutaj
analizuję podstawowe pojęcia, takie jak rynek, konkurencja, omawiam zależność
wysokości wzrostu gospodarczego od liberalizacji Kodeksu pracy, wysokości
podatków itd. Prezentuję mechanizmy przenoszenia się wzrostu gospodarczego na
dochody ludności oraz najważniejsze elementy polityki gospodarczej mające
korzystny wpływ na dochody ludności. Na samym końcu zamieściłem krótki opis i
krytyczną analizę najważniejszych "prawd objawionych" kapitalizmu
liberalnego.
W drugim artykule omawiam sukces krajów tzw.
"cichej rewolucji" na tle krajów zniszczonych przez doradców Banku Światowego. Z
góry przepraszam wszystkie osoby, które mogą poczuć się urażone tymi artykułami.
Język, którym się tu posługuję jest miejscami cięty. Powód jest prosty, trudno
mi wypowiadać się o nieszczęściu i nędzy ludzi w sposób zimny, obojętny.
Badania naukowe nad jakimś zagadnieniem
przebiegają w charakterystyczny sposób. Oto typowa procedura. Najpierw dokonuje
się obserwacji jakiegoś zespołu zjawisk. Naukowiec stara się wyodrębnić
przesłanki (przyczyny) zajścia zjawiska. Następnie buduje model (tj. uproszczony
obiekt, gdzie pomija się niektóre cechy) i przeprowadza całą serię
eksperymentów. Eksperymenty te mają zweryfikować prawdziwość wyodrębnionych
przesłanek i wyciągniętych na ich podstawie wniosków. Jeżeli obserwacje z
przeprowadzonego eksperymentu nie są zgodne ze zbudowanym teoretycznym modelem,
oznacza to, że przesłanki i wnioski, a więc cała konstrukcja teoretyczna
jest fałszywa.
W ekonomii nie można w zasadzie
zastosować eksperymentu. Proces gospodarczy (w gospodarce wolno-rynkowej)
przebiega żywiołowo (niekontrolowanie), a badanie jego właściwości odbywa się w
całej złożoności (nie można zbudować uproszczonego modelu i zbadać jego
zachowania w izolacji od czynników drugorzędnych, zakłócających). Większość praw
ekonomicznych ma charakter statystyczny. Opierają się one na obserwacji danych
historycznych działalności gospodarczej. Są one budowane w oparciu o prawo
wielkich liczb. Warto też pamiętać, że prawa te nie mają powszechnego zasięgu
(poza prawami techniczno-bilansowymi). Jak wszystkie prawa, opierają się na
określonych założeniach i przesłankach. Jeśli zmieniają się warunki (tj.
założenia, na których te prawa się opierają) to te prawa załamują się (przestają
funkcjonować).
Do najczęściej wymienianych elementów, które mają się przyczynić do rozwoju gospodarczego należą (według hierarchii ważności):
W tym rozdziale zamierzam rozpatrzyć,
głoszoną przez takich ludzi, jak prof. Balcerowicz, zależność: "Im niższe
podatki, tym wyższy wzrost gospodarczy" i przeciwną do niej: "Im wyższe podatki,
tym niższy wzrost gospodarczy".
Swoje rozważania
podzielę na dwie grupy:
- wpływ na rozwój
krótkofalowy
- wpływ na rozwój długofalowy
Zajmijmy się pierwszym z nich.
Rozważania w tym rozdziale oparłem głownie na pracy: "An
Analysis of the Cato Institute's The Case Against a
Tennessee Income Tax" opublikowanej przez Institute on Taxation and Economic
Policy w grudniu 1999 roku. Tamta analiza była krytyczną odpowiedzią na pracę
Stephen'a Moore'a i Richarda Veddera z instytutu Cato pt. "The Case Against a
Tennessee Income Tax.".
Oba opracowania dotyczą
gospodarki amerykańskiej i porównania wpływu podatków na rozwój gospodarczy
poszczególnych stanów. Myślę, że USA są najlepszym materiałem badawczym, jaki
można sobie wyobrazić. Od czasu powstania państwa nigdy nie było tam ustrojów
społeczno-ekonomicznych innych niż kapitalizm.
Poniżej przedstawiam tabelę opisującą stanowe i lokalne obciążenia podatkowe oraz wzrost gospodarczy danego stanu (podatki federalne obowiązują we wszystkich stanach w ten sam sposób). W tabeli zestawiono dane podatków stanowych i lokalnych od osób fizycznych z lat 1980-1996. Tutaj zamieściłem po cztery stany o najwyższym i najniższym obciążeniu podatkowym oraz średnią krajową.
Jednostka administracyjna (stan) | Obciążenie podatkowe w % | Wysokość wzrostu dochodu na jednego mieszkańca |
Alaska | 23,6% | -0,5% |
Wyoming | 15,1% | -0,1% |
Nowy Jork | 14,7% | 2,0% |
Hawaje | 12,6% | 1,2% |
Średnia najwyższej czwórki | 16,5% | 0,65% |
Średnia najwyższej dziesiątki | 13.8% | 1,5% |
Średni dochód na jednego mieszkańca z pierwszej dziesiątki | 27 158 $ | |
Alabama | 8,9% | 1,9% |
Missouri | 8,8% | 1,5% |
Tennessee | 8,7% | 2,2% |
New Hampshire | 8,4% | 2,1% |
Średnia najniższej czwórki | 8,7% | 1,93% |
Średnia najniższej dziesiątki | 9,4% | 1,30% |
Średni dochód na jednego mieszkańca najniższej dziesiątki | 23 717 $ | |
Średnia krajowa | 10,7% | 1,46% |
Przyjrzyjmy się uważniej zamieszczonym danym:
Poniżej przedstawiam analizę długofalową wpływu podatków na rozwój. W tabelce zamieściłem te stany, które nie mają od kilkuset lat podatków na tle wyników gospodarki narodowej.
Dziewięć stanów, które nie pobierają podatków dochodowych | |||
Jednostka administracyjna (stan) | Dochód na jednego mieszkańca (1998) | Stosunek do średniej krajowej | Liczba lat bez podatków |
Alaska | 25 675 $ | -2,8% | 19 |
Floryda | 25 852 $ | –2.1% | 153 |
Newada | 27 200 $ | +3.0% | 134 |
New Hampshire | 29 022 $ | +9.9% | 210 |
Południowa Dakota | 22 114 $ | -16.3% | 109 |
Tennessee | 23 559 $ | -10.8% | 202 |
Teksas | 24 957 $ | -5.5% | 153 |
Waszyngton | 27 961 $ | +5.9% | 109 |
Wyoming | 23 167 $ | -12.3% | 108 |
Średnia dla 9 niepodatkowych stanów | 25 532 $ | -3.3% | |
Średnia dla podatkowych stanów | 26 614 $ | +0.8% | |
USA | 26 412 $ |
I znów mamy tą samą sytuację. Jedne stany mają wyższy dochód na jednego mieszkańca, inne niższy niż średnia krajowa. Niemniej jednak średni dochód dla wszystkich niepodatkowych stanów jest niższy, niż średni dochód dla stanów podatkowych! Te dane dobitnie ukazują, że brak podatków (niższe już być nie mogą!) nie stawia takiego stanu (a więc i kraju) w czołówce poziomu życia. Prawda jest taka, że jest wiele innych czynników mających rzeczywisty wpływ na rozwój gospodarczy. Uważam, że tezy o potrzebie niskich podatków głoszą ludzie-populiści, którzy chcą dobra tylko dla swojego bogatego elektoratu. Moje przekonanie jest tym bardziej uzasadnione, że wzrost gospodarczy nie zwiększa dochodów wszystkich grup społecznych. W następnym rozdziale zajmuję się właśnie tą kwestią.
Z punktu widzenia ekonomii klasycznej, tj.
kapitalistycznej, ten rozdział nie ma prawa się pojawić. Powodem jest to, że ta
ekonomia nie zajmuje się procesami gospodarczymi w kontekście społecznym. Celem
owego nauki jest badanie ogólnych właściwości wymiany towarowo-pieniężnej (np.
prawo ustalania się ceny towaru), praw obiegu pieniądza itd. Człowiek zaś jest
tylko biernym wykonawcą tych praw. Zdaniem przedstawicieli tego nurtu procesy
gospodarcze dzieją się niezależnie od woli tychże ludzi, niejako ponad nimi,
lecz z ich udziałem. Człowiek jest w kapitalizmie
przedmiotem, którego wartość ustala się na zasadzie użyteczności (używalności) i
przydatności gospodarczej, tzn. jak wysoki zarobek jest on w stanie wypracować
dla pracodawcy.
Zupełnie inaczej podchodzi do tego
ekonomia polityczna, której podwaliny dali Francuzi i Brytyjczycy, a później
rozwinęli Niemcy i Rosjanie. Proszę się nie zrażać wyrazem "polityczna". Tutaj
znaczy on ni mniej, ni więcej tylko społeczna. Początkowo wszyscy klasycy mówili
o ekonomii politycznej, która znaczyła tyle co makroekonomia. Później jednak, z
powodu ich pogardliwego stosunku do zwykłych ludzi, odeszli oni tego
nazewnictwa. Ekonomiści podzielili się na dwa obozy: ekonomistów humanistycznych
i ekonomów liberalnych. Przedmiotem badań ekonomii
społecznej są zaś procesy gospodarcze będące skutkiem działalności ludzi i rozgrywające się w społeczeństwie. Według tego
nurtu celem działalności gospodarczej jest zaspakajanie
potrzeb całego społeczeństwa. Według liberalnej ekonomii kapitalistycznej
podstawowym celem działalności gospodarczej jest obrót kapitału tak, aby przynosił zysk (stąd nazwa tego
systemu). Tenże zysk w postaci pieniężnej może zostać spożytkowany na
zaspokojenie potrzeb. Natomiast według ekonomii społecznej podstawowym celem
działalności gospodarczej jest jak najszersze zaspokojenie ludzkich potrzeb
(stąd nazwa - społeczna). Dlatego formacja
społeczna (ustrój społeczno-gospodarczy) powinna być tak kształtowana, by zaspokoić potrzeby
możliwie największej grupy osób. Przedmiotem badań tejże ekonomii są
nie tylko prawa przepływu pieniądza, stosunki produkcji, ale także sposób
rozdziału, czyli dystrybucja wypracowanych przez społeczność dóbr. I to jest
zasadnicza różnica pomiędzy tymi dwoma nurtami nauk ekonomicznych. Pierwszy dba
tylko o wskaźniki, aby były w porządku, drugi zaś bada wpływ tych wskaźników na
poziom życia całego społeczeństwa oraz możliwości sterowania procesami
gospodarczymi, by rozdział dóbr był jak najbardziej powszechny. Chcę podkreślić,
że dystrybucja nie oznacza rozdawania za darmo wypracowanego dochodu (jak
niewłaściwie zakładano w komunizmie). Współcześnie ujmuje się sprawiedliwą
dystrybucję jako uczestnictwo szerokich mas społecznych w wypracowanym dorobku
gospodarczym poprzez zapewnienie wystarczającej wysokości płac, tak by pracownik
mógł utrzymać siebie i rodzinę, kupić żywność, lekarstwa, ubrania, pomoce
szkolne dla swoich dzieci, pojechać gdzieś na wypoczynek.
Ten i następne rozdziały traktują o tej
materii.
Często możemy usłyszeć, że gdy będzie następował wzrost gospodarczy, to ludzie też będą stawać się bogatsi. Nie wspomina się w ogóle o koniecznych warunkach, przy których wzrost gospodarczy przekłada się na wzrost zasobności mas. Ukradkiem, w podtekście przekazuje się informację, że ten proces zachodzi naturalnie, automatycznie i nie trzeba dokonywać żadnych regulacji, czynić żadnych działań i wysiłków w tym kierunku. Czy jest tak w rzeczywistości? Czy, jak twierdzi prof. Balcerowicz, wzrost gospodarczy jest rozwiązaniem wszelkich finansowych problemów narodu? Poniżej przedstawiam badanie naukowe, które pozwoli tą kwestię rozstrzygnąć.
Dane statystyczne pochodzą z opracowania, pt. "Trends in the Distribution of After-Tax Income: An
Analysis of Congressional Budget Office Data" (Congressional Budget Office -
twór podobny do komisji budżetowej) Isaac'a Shapiro i Roberta Greensteina z 1997
roku
Analiza obejmuje lata 1977-1994 w USA. W tym
okresie nastąpił średni wzrost dochodu netto o 9,5%. A oto tabela, która
pokazuje jak ten wzrost rozłożył się na poszczególne grupy społeczne. Całe
społeczeństwo zostało podzielone na pięć grup dwudziestoprocentowych. Dodatkowo
wyszczególniono 1% ludzi najbogatszych w całym państwie
Grupa społeczna | Zmiana dochodów po opodatkowaniu w % w stosunku do roku 1977 |
I grupa - najbiedniejsza | -16% |
II grupa - niezamożna | -8% |
III grupa - średniozamożni | -1% |
IV grupa - zamożni | +4% |
V grupa - najbogatsi | +25% |
1% najbogatszych wśród społeczeństwa | +72% |
Bardzo proszę się dokładnie przyjrzeć tym danym. Liczny
ujemne oznaczają, że ludzie w roku 1994 osiągali mniejsze dochody, niż 17 lat
wcześniej.
Mimo, że nastąpił wzrost na poziomie 10%, to 20% ludzi
praktycznie nic na tym nie zyskało, a 60% straciło! Łącznie 80%
ludności nie dane było zaznać dobrodziejstw wzrostu gospodarczego. Pragnę
zwrócić Czytelnikowi uwagę, że są to Stany Zjednoczone Ameryki Północnej, a nie
jakiś tam kraj z afrykańskiego buszu. Wielu ludzi, np. Janusz Korwin-Mikke
podaje USA za przykład, wzór do naśladowania. Czy to jest dobry wzorzec? Jestem
głęboko przekonany, że nie!
Samo odniesienie bieżących dochodów do roku 1977 nie pokazuje jednak na jakim poziomie Amerykanie żyją. Oto następna tabela pokazująca roczne dochody rodzin przed i po opodatkowaniu w roku 1994. Układ tabeli jest taki sam jak poprzedniej.
Grupa społeczna | Dochód na rodzinę po opodatkowaniu | Dochód na rodzinę przed opodatkowaniem | Wysokość zapłaconego podatku w % |
I grupa - najbiedniejsza | 7 175 $ | 7 650 $ | 6,2% |
II grupa - niezamożna | 16 540 $ | 19 337 $ | 14,5% |
III grupa - średniozamożni | 25 651 $ | 31 905 $ | 19,6% |
IV grupa - zamożni | 37 226 $ | 47 989 $ | 22,4% |
V grupa - najbogatsi | 80 417 $ | 112 984 $ | 28,8% |
1% ludzi najbogatszych | 374 131 $ | 576 929 $ | 35,2% |
Oto spostrzeżenia.
Wiele osób zapewne zapyta, dlaczego ograniczyłem warstwę
średnią społeczeństwa do dochodów powyżej 80 000 $ na rodzinę. Powód jest
prozaiczny. Koszty utrzymania i wyżywienia są na tyle wysokie, że dopiero ta
wielkość dochodu pozostawia rodzinie do dyspozycji tzw. wolne środki. Na
jedzenie domowe trzeba wydać minimum 100 $ na osobę na miesiąc, na lunch 3 $
dziennie, a gdy chce się zjeść w normalnych warunkach - od 12 do 20 $. Opłaty za
czynsz, ogrzewanie, wodę, elektryczność wahają się w granicach od 400 $ do 1500
$. Zestawmy więc razem wydatki: jedzenie - 4 osoby x 100 $.(dom) + 360 $ (lunch)
= 1840 $, opłaty - 700 $, dojazd - 4 x 100 $, razem daje to 2940 $ na miesiąc i
35 280 $ na rok. Jak widać, nie ująłem w tym zestawieniu rat za dom, samochód,
ubezpieczenia zdrowotne, majątkowe, opłaty za naukę szkolną i studia dzieci itd.
A jest to przecież stosunkowo skromne życie, a nie wystawne, hulaszcze.
Warto wspomnieć w tym miejscu, że na początku lat 80-tych,
a następnie 90-tych przeprowadzono reformę podatkową polegającą na obniżce
podatków dla najzamożniejszych. Wedle liberalnych koncepcji miało to wytworzyć
wzrost gospodarczy, a ten miał się przełożyć na dochody ludności. I rzeczywiście
przełożył się, tylko że na dochody najbogatszych, którzy się dodatkowo
wzbogacili na nędzy najbiedniejszej części społeczeństwa. Skutki tej reformy
były odwrotne do oczekiwanych. Jeśli nie jest się ślepym półgłówkiem, to można
to samemu stwierdzić na podstawie tych kongresowych danych. Reforma pogrążyła
biednych tym bardziej, że wraz ze zmniejszeniem podatków, drastycznie
zmniejszono wydatki na wsparcie społeczne, opiekę zdrowotną dla
nieubezpieczonych itd. Na ubezpieczenia zdrowotne (w USA są one dobrowolne) nie
stać 2/5 ludności, bo są one niezwykle drogie. A więc nie dość, że zmniejszyły
się dochody biednych, to na dodatek zmniejszono i zlikwidowano niektóre formy
pomocy osobom biednym.
Żeby dobitniej pokazać skutki neoliberalnej polityki
przytoczę jeszcze jedne dane. W 1994 roku 2 600 000 najbogatszych
Amerykanów uzyskiwało tyle dochodu, co 88 000 000 biedniejszych. 20%
najbogatszych zagarniało 49% (prawie połowę!) dochodu narodowego, tj. tyle ile
80% reszty społeczeństwa! 1% miliarderów zagarniał 11,4% dochodu narodowego,
podczas gdy 2/5 ludności tegoż społeczeństwa miało do dyspozycji 14,6% dochodu
narodowego.
Krytycy wskazują, że osoby najbiedniejsze w
większym stopniu uczestniczą w wypracowanym dobru, gdyż otrzymują pomoc ze
strony państwa, organizacji społecznych, kościelnych. Z analizy CBO wynika, że
nawet po uwzględnieniu tych dodatkowych środków na cele społeczne udział w PKB
(produkcie krajowym brutto) wzrasta tylko o 0,7% , tj. rodzina dostaje około
70-100$! Na warunki amerykańskie jest to kwota śmieszna, czynsz w rozpadającym
się budynku kosztuje około 300-700$. Jest ona więc nieznacząca i nie zmienia
zasadniczo przedstawionego obrazu nędzy. Według niedawno opublikowanego raportu
odsetek dzieci żyjących na granicy ubóstwa wynosi 30%! Oznacza to, że mniej
więcej co trzecie dziecko żyje w nędzy! I to w kraju, gdzie wytwarza się 1/4
dochodów świata! Taki rozwój wypadków nie jest bynajmniej domeną Stanów
Zjednoczonych, ale dzieje się to we wszystkich krajach kapitalistycznych o
ideologii liberalnej. Zastraszające skutki tej polityki ponoszą narody części
Azji i Ameryki Łacińskiej. W ciągu 10 lat (1980-1990) w tych krajach przybyło ponad 100 000 000 ludzi żyjących w
nędzy, chociaż rządzący postępowali zgodnie z najlepszymi wskazówkami
liberałów (w tym z Banku Światowego). W czasie kampanii prezydenckiej p. Janusz
Korwin-Mikke podawał przykład krajów zrzeszonych w NAFTA, m.in. Meksyk.
Zaprezentował dane, z których wynika, że bezrobocie wynosi tam ok. 4%. Nie
wspomniał jednak, że nie można uzyskać statusu bezrobotnego, jeżeli nie posiada
się dowodu tożsamości, nie posiada się miejsca zamieszkania (gigantyczne slumsy
na przedmieściach) lub jest się niezdolnym do świadczenia pracy z powodu złego
stanu zdrowia. We wspomnianym Meksyku, a także w Brazylii ponad 80% ludzi
pozostaje bez wystarczających środków do życia.
Jak
zatem traktować wypowiedzi członków Unii Wolności, panów Lewandowskiego,
Balcerowicza, przy tak wstrząsających skutkach ?
Myślę, że nadszedł czas na wyciągnięcie wniosku.
Gdy brak jest regulacji ze strony
państwa, to na wzroście gospodarczym i obniżaniu podatków zyskują tylko
najbogatsi, podczas gdy reszta - będąca olbrzymią większością -
traci.
Nie
wątpię, że w tym miejscu każdy zastanawia się nad przyczynami ubożenia ogromnego
odsetka społeczeństwa przy jednoczesnym rozwoju gospodarczym. Temu zagadnieniu
poświęciłem następny rozdział.
Być może to, co tu napiszę, będzie odebrane jako propaganda komunistyczna, ale do tych wniosków doszedłem samodzielnie i wcale się ich nie wstydzę (czemu daję wyraz, pisząc ten artykuł). Uważam, że istota tego problemu tkwi w mechanizmach ustroju kapitalistycznego. Już to wyjaśniam.
Jak już wcześniej wspomniałem, gospodarczość kapitalistyczna koncentruje się tylko na czerpaniu zysku z obrotu kapitałem. Nie liczą się cele społeczne, lecz tylko i wyłącznie pieniądz. Wszystko jest podporządkowane pod rządy pieniądza, nawet ludzkie zdrowie i życie, czego niestety doświadczamy u nas w kraju. Ekonomiści (ci, liberalni) twierdzą, że nie można zapewnić wyżywienia wygłodniałym dzieciom, bo to popsułoby wskaźniki ekonomiczne. Bo tak naprawdę, dla nich człowiek się nie liczy! Jest tylko tyle wart, ile może przynieść zysku przedsiębiorcy.
U podstaw kapitalizmu leżą dwie zasady: zasada wolnego
rynku i związana z nią wolna konkurencja oraz konieczność maksymalizacji zysku.
Te dwa zjawiska są wzajemnie sprzeczne. Kapitalista dążąc do uzyskania
najwyższego dochodu podnosiłby maksymalnie cenę jednostkową, ale konkurencja
zmusza go do trzymania ceny na określonym, z reguły na coraz niższym poziomie.
Jak więc może zwiększać zyski w takim systemie? Może to zrobić na trzy
sposoby.
Wspomniałem wcześniej, że dla pracodawcy także płaca pracownika jest kosztem. Zasada redukcji kosztów obejmuje więc i tą sferę. W dzisiejszych czasach jest to główne źródło zwiększania zysków przedsiębiorcy. Zachowując poziom cen, ba nawet zachowując ten sam poziom obrotów firmy, można w prosty sposób zwiększyć swoje dochody - trzeba obniżyć wydatki na płace i świadczenia na rzecz pracowników. Stosuje się tu metody zwiększania wydajności pracy, ale też i inne. Z tych innych, najczęściej stosowaną metodą jest nieopłacanie składek emerytalnych i ubezpieczeniowych. Tego typu "oszczędności" stosuje się wszędzie na świecie, nie tylko w Polsce. Następną metodą jest wyśrubowywanie i wymuszanie na pracownikach akordowych wyższych norm pracy. Ten pracownik, który nie jest w stanie podołać, zostaje zwolniony, a na jego miejsce zostaje przyjęty inny, któremu się płaci mniej (bo przecież dopiero zaczyna pracować). Inny sposób, to szybka rotacja kadr. Pracownikowi o krótkim stażu nie płaci się dużo, często tylko minimum ustawowe. Gdy mija pewien okres, umowa na czas określony wygasa, pracownik odchodzi, a przyjmuje się nowego, "świeżego" pracownika, któremu przecież można tylko zapłacić minimum. Krytycy mogą zarzucić to, że przecież są kadry wyszkolone, których się nie zwalnia, bowiem wyszkolenie pracownika jest długotrwałe i kosztowne, a dobry pracownik jest dużo wart dla firmy. To jest prawda, ale odnosi się to do kadry kierowniczej, zarządzającej, pracowników samodzielnych, a ogromna większość miejsc pracy (ponad 85%), to zajęcia podstawowe, jak kasjerzy, sprzedawcy, kanalarze, pracownicy na taśmie produkcyjnej itd.
W tym miejscu należy się Czytelnikowi wyjaśnienie, dlaczego firma musi stale powiększać swoje zyski. Wbrew pozorom odpowiedź jest bardzo prosta. Taka konieczność nie wynika z pazerności biznesmenów, lecz z samych mechanizmów gospodarki wolnorynkowej. Po pierwsze, stały postęp technologiczny powoduje, że urządzenia wspierające działalność gospodarczą są coraz bardziej złożone i droższe, a zatem wymiana ich pociąga za sobą znacznie większe inwestycje. Konkurencyjność zaś wymaga częstych zmian (unowocześnień) ciągów technologicznych. Po drugie, w coraz większym stopniu na cenę końcową towaru bądź usługi wpływają zakupy materiałów, zaś udział płac spada. Jeżeli przedsiębiorstwo chce chociaż zachować wysokość zysków, to musi stale zwiększać swoje obroty. Aby jednak to osiągnąć musi sprzedawać na rynku atrakcyjny (konkurencyjny) towar, a to się wiąże ze stałym modernizowaniem technologii. Jest to zamknięty samonapędzający się proces. Tak więc, aby firma mogła trwać na rynku musi stale zwiększać swoje dochody.
W tym kontekście warto zwrócić uwagę na to, jak
gospodarzy się w Polsce. Gdy dokonuje się naprawy przedsiębiorstwa, to w
pierwszej kolejności zwalnia się ludzi, a nie szuka rynków zbytu, by zapewnić
wystarczający poziom produkcji dla utrzymania zatrudnienia. Bo liczy się tylko
zysk przedsiębiorcy, a nie praca i możność utrzymania rodziny przez członków
załogi-szeregowych pracowników najemnych. Poszukiwania i tworzenie rynków zbytu
wymagają nakładów finansowych i umiejętności zarządzania, a po co to robić,
skoro można łatwo uzyskać dochodowość firmy, zwalniając dużą część załogi?
Jest to jednak fałszywa droga, a neoliberałowie gospodarczy
szykują sami na siebie stryczek. Przytoczę tutaj pewne dane. Otóż 200 największych firm światowych obejmuje swą działalnością
gospodarczą prawie 30% obrotów finansowych
całej kuli ziemskiej, a jednocześnie zatrudnia tylko
0,75% ludności świata![8] Gdyby wszystkie firmy na świecie miały
taką wydajność i efektywność pracy to tylko niecałe 3% wszystkich ludzi zdolnych do pracy miałoby zatrudnienie. Reszta tj. 97% byłaby zmuszona pozostać na bezrobociu!
Oczywiście do takiej sytuacji nie dojdzie, dlatego że wykluczenie tak dużej
liczby ludzi jako konsumentów towarów, załamałoby całkowicie gospodarkę świata.
Niemniej jednak "przedsiębiorcy" nie chcą takich faktów zauważać, co niestety
musi doprowadzić do rewolucji, buntu ludzi. Nigdy taki bunt nie był dobrym
krokiem dla nikogo. Kończyło się to rozlewem krwi, utratą dorobku całego życia,
także tych bogatych. Wystarczy wspomnieć rewolucję francuską. Jej podłożem była
ogromna nędza, różnica dochodów i brak jakichkolwiek przeciwdziałań ze strony
Kościoła Rzymskokatolickiego. Biskupi i magnaci w ciągu miesiąca uzyskiwali
10-letni dochód chłopa. W pewnym momencie ludzie nie wytrzymali, a cały ból i
ostrze nienawiści skierowane zostało przeciwko Kościołowi. Skoro "córa" Kościoła
potrafiła z nędzy skierować się przeciwko świętości, to tym bardziej ludzie nie
będą mieli skrupułów w stosunku do naukowców, przedsiębiorców, jednym słowem, w
stosunku do tych wszystkich, którzy przyczynili się do ich bezrobocia i
nędzy.
Przyczyną powodującą rozwarstwienie społeczne jest fakt, że płaca pracownika dla firmy jest kosztem! Zysk przedsiębiorstwa jest zyskiem właściciela, a pracownicy nie mają w nim udziału. Obroty i dochody firmy mogą wzrastać, ale płace nie podążają za tym. Wszystkie profity związane z większym dochodem przejmuje przedsiębiorca i częściowo kierownictwo (czasami mają zagwarantowany procent od obrotów). A oto cała tajemnica ubożenia społeczeństw przy wzroście gospodarczym. Gdy wzrastają obroty i zyski w znaczącej części firm w gospodarce narodowej, to wskaźnik wzrostu gospodarczego idzie do góry - sygnalizuje, że gospodarka się rozwija. Ale w płaszczyźnie społecznej całe dobro rozwoju gospodarczego przejmowane jest przez menadżerów i właścicieli zakładów pracy.
Cała istota problemu sprowadza się do następującej kwestii. W neoliberalnej gospodarce kapitalistycznej nie ma miejsca na realizację celów ogólnospołecznych, narodowych, ponieważ liczy się tylko osobisty interes właściciela firmy (patrz: proces globalizacji). Firmy działają w pojedynkę (inaczej to wygląda w przypadku koncernów), toczą wojnę między sobą, a nie działają na rzecz wspólnego rozwoju gospodarczego i społecznego. Te opisane powyżej zasady działania gospodarki kapitalistycznej, jak i zachowanie przedsiębiorców, znajdują odbicie w danych statystycznych, których zaledwie niewielki fragment tutaj zamieściłem. Naszkicowane mechanizmy pozwalają wyjaśnić przyczynę ubożenia mas społecznych w całej rozciągłości.
Tak niestety jest w klasycznym kapitalizmie. Dlatego
też, od czasów powojennych próbuje się wprowadzać inne odmiany kapitalizmu. Na
przykład w Niemczech wprowadzono tzw. społeczną gospodarkę rynkową. Ale tak
naprawdę jest to odmiana socjalizmu. Przecież kapitalizm ma na uwadze, nie
rozwój całego społeczeństwa, ale tylko interes pojedynczego przedsiębiorcy.
W następnym rozdziale postaram się krótko
przedstawić pewne rozwiązania, które stosowane są w wielu krajach z dużym
powodzeniem.
Podstawowym elementem wspierającym ludzi pracy są związki zawodowe poza zakładem pracy. Pracownik, który doznał uszczerbku może zwrócić się o pomoc do związku. Związek występuje do przedsiębiorcy jako mediator. Może także zarządzić strajk, skierować w imieniu pracownika sprawę do sądu. W Polsce związki zawodowe są w dużych zakładach pracy, ale olbrzymia większość potwornych nadużyć występuje w małych firmach, gdzie pracownicy nie mogą się zrzeszać. Poza tym prawo nie przewiduje możliwości ingerencji związku zawodowego w małą firmę. Szeregowy pracownik jest praktycznie bezbronny. Nie stać go ani intelektualnie, ani finansowo dochodzić swoich praw w sądzie. Pozew przeciwko pracodawcy oznacza automatyczne rozwiązanie umowy o pracę. Potwornie długi okres rozpatrywania spraw może zepchnąć rodzinę na margines społeczny, doprowadzić do bankructwa z powodu długotrwałego przebywania żywiciela rodziny na bezrobociu. Na nic się zdadzą związki zawodowe, jeżeli nie wesprze ich państwo ze swoimi instytucjami (parlamentem i sądem). Aby więc te związki mogły wykonywać swoje powinności musi istnieć tzw. wola polityczna parlamentu, tak by stworzyć odpowiednie ramy prawne oraz sprawnie działające w oparciu o te prawo sądownictwo.
W wielu krajach, takich jak Niemcy, Finlandia, Kanada, wprowadzono regulacje dotyczące zysków przedsiębiorców, wynagrodzeń pracowników i kadry zarządzającej. Występuje tam tzw. siatka płac, która określa minimalną płacę dla danego zajęcia, kwalifikacji, czasu pracy. Problem tzw. brudnych robót w Niemczech nie polega na tym, że sami Niemcy nie chcą wykonywać tych prac. Rzecz w tym, że człowiek posiadający określone kwalifikacje i wykształcenie musi otrzymać stosowne do nich wynagrodzenie, nawet gdy jest sprzątaczem (niedawny przykład z informatykami). U nas, jak wiadomo jest odwrotnie. Nawet magister, gdy będzie kopał rowy, otrzyma takie samo wynagrodzenie jak jego kompan po szkole podstawowej. W Niemczech zaś taki człowiek mógłby wystąpić do sądu pracy o należne mu wynagrodzenie zgodne z siatką płac. Taka sprawa w sądzie jest formalnością. Dlatego niemieccy przedsiębiorcy, stosując zasadę redukcji kosztów, nie chcą zatrudniać ludzi z nieodpowiednim poziomem wykształcenia. Z kolei wynagrodzenia menadżerów są związane z najniższym wynagrodzeniem w firmie, którą kierują. Są one wielokrotnością najniższego wynagrodzenia (np. 5 razy wyższe). Jeśli więc taki dyrektor chce więcej zarobić, musi podnieść ogólny poziom płac pracowników mu podległych. W ten sposób większe zyski firmy nie mogą zostać dowolnie przechwycone przez wąską grupę ludzi. Jestem przekonany, że większość czytelników nie może w to uwierzyć. Z tego powodu zamieszczam przykładową tabelę płac różnych pracowników w Finlandii z sektora państwowego i prywatnego (dane z 1998r). Proszę zwrócić uwagę na małą rozpiętość płac pomiędzy pracownikiem bardzo wysoko wykwalifikowanym (lekarz ze specjalizacją w dużym zakładzie leczniczym), a robotnikiem niewykwalifikowanym.
Przeciętne miesięczne całkowite zarobki przedstawicieli różnych zawodów | |
Zawód, zajęcie | Wysokość wynagrodzenia w markach fińskich na miesiąc |
niewykwalifikowany pracownik, np. sprzątaczka | 7 696 |
pracownik biurowy | 7 994 |
sprzedawca w sklepie (np. meblowym) | 8 666 |
technik laboratorium i asystent | 9 060 |
kierowca autobusu i motorniczy | 11 097 |
pielęgniarka | 11 529 |
pracownik z średnim technicznym wykształceniem | 12 124 |
nauczyciel dyplomowany | 15 525 |
inżynier | 15 526 |
"Junior manager" | 16 099 |
prawnik sądowy i administracyjny | 20 522 |
lekarz ze specjalizacją, prof. medycyny w dużym centrum zdrowia | 23 885 |
menadżer banku | 24 272 |
menadżer firmy ubezpieczeniowej | 25 453 |
Najlepiej zarabiający pracownik (lekarz ze
specjalizacją) zarabia 3 razy więcej niż pracownik niewykwalifikowany. W
październiku 2000 roku 1 marka fińska kosztowała 65 groszy. Proszę sobie
oszacować najniższą płacę. Pozostawiam ten fakt bez komentarza.
Z łatwością można zauważyć, że nie ma takich ogromnych
dysproporcji w dochodach. Nie jest więc prawdą, że w kapitalizmie duże różnice
dochodów są naturalne. Wszystko jest zależne od filozofii, jaką się stosuje w
polityce gospodarczej.
W tym rozdziale postaram się omówić tylko
najważniejsze zasady ekonomiczne i filozoficzne, które leżą u podstaw
liberalnego kapitalizmu. Z góry zastrzegam, że nigdy nie zajmowałem się
filozofią, a w dodatku nie należy ona do tych dziedzin, które lubię. To, co
tutaj prezentuję, to jest jedynie pewien opis elementarnych zapatrywań i postaw
neoliberałów względem spraw podstawowych, takich jak wizja człowieka,
społeczeństwa, podejście do nauki, itd. Jest to raczej luźny zbiór obserwacji
mającej na celu w miarę zwięzłe przedstawienie Czytelnikowi tego, co prezentuje
neoliberalizm. Na końcu w formie kontrastu odniosę się krótko do socjalizmu.
Aby dobrze zrozumieć istotę gospodarki wolnorynkowej trzeba
zapoznać się z ideami czy nawet dogmatami liberalnych ekonomów. Z dogmatami,
bowiem jak poucza doświadczenie większość współczesnych liberalnych ekonomistów
jest wyznawcami swoich teorii gospodarczych, a nie naukowcami, ponieważ uczynili
sobie ze swojej dyscypliny naukowej przedmiot religijnej wiary, a ich założenia
ideowe mają postać właśnie nienaruszalnych i świętych dogmatów.
Z gospodarką kapitalistyczną wiąże się szereg pojęć,
takich jak rynek, konkurencja, prywatna inicjatywa (rozumiana jako
przedsiębiorczość, umiejętne zarządzanie firmą), własność prywatna i
efektywność. U podstaw ideowych tego ustroju leży liberalizm. Można wyróżnić
wiele rodzajów liberalizmu: religijny, moralny, katolicki, etyczny, naukowy,
gospodarczy, państwowy. Ja zajmę się przede wszystkim liberalizmem gospodarczym.
Czym jest liberalizm w ogólności? Liberalizm jest nurtem
filozoficzno-społecznym, który podnosi wolność jednostkowego człowieka do
pozycji wartości najwyższej. Nie liczy się już społeczeństwo i dobro wspólne,
lecz jednostka i jej prawa. Pojęcie wolności jest podkreślane na każdym kroku.
Mamy więc wolność inicjatywy, wolność gospodarowania, wolność pracy, wolność
wyboru zawodu, wolny rynek, wolna konkurencja, gospodarka wolnorynkowa itd.
Wedle neoliberalnych dogmatyków to właśnie z nieograniczonej swobody (wolności)
wypływa całe dobro społeczne i ekonomiczne. Regulacje ze strony państwa siłą
rzeczy ograniczają wolność jednostki, zakres jej inicjatywy, dlatego wielu
ekonomów, a przede wszystkim Robert Nozick i Milton Friedman, rozpowszechniało
ideę "państwa minimalnego"[1] [2]. Według
Nozicka państwo minimalne to takie, które nie
ingeruje w sprawy gospodarcze poprzez cła, podatki, prawo, ale wspiera
gospodarczość przez zapewnianie efektywności prowadzonych przedsięwzięć
prywatnych, ochronę ludzi przed kradzieżą, rabunkiem, sprawne funkcjonowanie
wymiaru sprawiedliwości. Według nich państwo socjalne działa przeciwko wolności
człowieka i prywatnej inicjatywie (czyli wartościom najwyższym), dlatego nie ma
racji bytu. Pomoc osobom chorym, nieudolnym ma zapewnić prywatny filantrop.
Jeżeli chodzi o koncepcję człowieka, to jest on istotą
amoralną, egoistyczną niezdolną do wzniosłych uczuć i postaw względem drugiego
człowieka[3]
[4]. Oto kilka wątków z pism liberała Hobbes'a[3], które rzucą
nieco światła na tą kwestię. Według niego wolność człowieka "polega na tym, iż
nic go nie zatrzymuje w czynieniu tego, co chce lub pragnie uczynić albo do
czego ma skłonność". Człowiek może tylko liczyć wyłącznie na samego siebie oraz
może zabiegać wyłącznie o własne prywatne interesy. Nie ma nic w tym dziwnego,
skoro jego zdaniem, podstawowymi uczuciami, którymi kierują się ludzie są:
egoizm, zawiść, nienawiść, pogarda, wynoszenie się nad innych, współzawodnictwo
itd. Ponieważ człowiek jest tylko biologiczną maszyną, to jest zdeterminowany do
działań wyłącznie egoistycznych. Owa maszyna nie jest zdolna do uczuć
pozytywnych: życzliwości, przyjaźni, miłości, altruizmu. Człowiekiem rządzą
despotyczne pragnienia posiadania rzeczy, władzy, przyjemności."[3] [4]. Przy takim
rozumieniu człowieka nie może już dziwić takie skrajne ujęcie wolności i
społeczeństwa. W tym miejscu rodzi się wiele pytań. Jak egoistyczny i aspołeczny
człowiek może żyć w społeczeństwie? Po co właściwie w nim żyje? I na te pytania
autor daje odpowiedź. Otóż, jeżeli wszyscy ludzie pragną wyłącznie własnej
korzyści i dążą do podporządkowania sobie innych, to jedynym wyjściem, by
ochronić realizację swoich egoistycznych zachcianek, jest zawarcie umowy
społecznej i powołanie organów nadzoru i ścigania. Każdy obywatel zrzeka się lub
ogranicza szereg swoich wolności na rzecz tych organów, by zagwarantować sobie
bezpieczeństwo przed innymi egoistycznymi ludźmi i zapewnić sobie tym samym
możliwość realizacji własnych zachcianek. W tym modelu u podstaw życia
społecznego nie leżą uczucia altruistyczne, lecz egoistyczne. Ludzie zrzeszają
się z obawy przed zagrożeniami ze strony innych egoistycznych ludzi.[4]. W tym
absurdalnym społeczeństwie wszyscy boją się wszystkich. Nie może zatem dziwić
koncepcja państwa minimalnego. Na czele państwa
przecież stoją inni ludzie, którzy także dążą do podporządkowania sobie innych i
ograniczenia wolności. Nie można zatem dać państwu i instytucjom społecznym
środków do regulacji życia społecznego. Państwo ma jedynie chronić dobra
jednostki przed innymi ludźmi. Taką wizję państwa i społeczeństwa mógł
wytworzyć tylko chory umysł. To co rzuca się w oczy, to psychoza strachu przed
ograniczeniem ekstremalnej wolności i przed innymi ludźmi. Drugim elementem jest
brak powszechnie rozumianego pojęcia dobra wspólnego, a jedynie dobro osobiste.
Dobro wspólne to niby suma dóbr pojedynczych ludzi. Zupełnie pominięte zostały
wartości wyższego rzędu[4]: moralne, religijne, narodowe, ideowe, no
może poza ideami neoliberalnymi.
Wyjaśniłem już pojęcie
wolności, koncepcji człowieka i społeczeństwa. Teraz mogę wyjaśnić dalsze
pojęcia. Zacznę od pojęcia wolnego rynku. Wolny rynek jest to miejsce, gdzie dochodzi do
transakcji pomiędzy kupującymi a sprzedającymi - czyli do zmiany właściciela
poprzez wymianę dóbr. Współcześnie wymiana towarowa odbywa się za
pośrednictwem pieniądza, który stanowi ekwiwalent (równoważnik) danego towaru. W
wyniku transakcji kupna-sprzedaży na rynku kształtuje się cena. Przedmiotem
transakcji może być praktycznie wszystko (nawet człowiek). Ze względu na
przedmiot obrotu można wyróżnić następujące rynki:
Teoretycznie na rynku dochodzi do transakcji, która jest
dla obu stron korzystna. Aby zapobiec "nierównościom" stron rynek musi być
wolny, tzn. musi na nim występować wolna konkurencja.
Wolna konkurencja polegać ma na tym, że oferujący do
sprzedaży towar współzawodniczy z innymi, którzy oferują podobny towar (lub
usługę), poprzez niższą cenę lub wyższą jakość. W ten sposób kupujący ma wybór.
Wybiera tę opcję, które jest dla niego najkorzystniejsza, czyli towar o
najniższej cenie lub najwyższej jakości. "Wolna", ponieważ konkurencji i rynku
nie powinny regulować przepisy, zwłaszcza dotyczące najniższej płacy oraz cła,
bo ponoć to zaburza kształtowanie się ceny, a ta traci swój charakter
informacyjny. Takie połączenie wolnej konkurencji i rynku ma zapewnić pełnię
wolności wyboru jednostce. Według liberalnych koncepcji całe życie społeczne
winno się kierować zasadami wolnego rynku i konkurencji, bowiem tylko wolny
rynek gwarantuje harmonijne współżycie różnych grup społecznych oraz sprawnie
reguluje ewolucyjne procesy społeczne, a także zapewnia pełną wolność
człowiekowi, swobodę jego aktywności i inicjatywy. Z tych powodów w/w pojęcia
nabierają charakteru dogmatów. Jedynym kryterium oceny jest jego efektywność
działania, zresztą specyficznie rozumiana. Ponieważ rynek (w swoistym
rozumieniu) jest efektywny, wobec tego jest dobry. Jego wielka efektywność
bierze się z automatyzmów regulacyjnych. Rynek zawsze jest w stanie równowagi, a
nawet gdy się zawaha to automatyzmy, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki,
przywracają mu stabilność teoria automatyzmu gospodarczego - Dawid Ricardo, A.
Smith Wraz z rozwojem nauk przyrodniczych i pojawieniem się
koncepcji Darwina, prawa wolnego rynku otrzymały "uzasadnienie"
przyrodnicze[7]. O tym napisałem w definicjach na
początku artykułu, dlatego też nie będę w tym miejscu tego omawiał.
Polska myśl liberalna
Nie brak nam i polskiej myśli liberalnej. Ferdynand Zweig -
profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego w swym dziele "Liberalizm polskiej myśli
ekonomicznej" scharakteryzował kapitalizm jako system, "w którym cele
gospodarcze, a mianowicie cel nieograniczonego bogacenia się, wybija się na plan
pierwszy. I wolność i własność służą celom utylitaryzmu materialnego, tj.
bogaceniu się jednostek w skali największej. Celem bogacenia się jest
maksymalizacja czystego dochodu. Nie chodzi więc wyłącznie o produkowanie
poszukiwanych przez ludzi wartości, lecz o maksimum zysku (...)
właściciela."[4] W tym miejscu wspomnę, jak rodzina jest
sytuowana w kapitalizmie. Według katolickiego neoliberała Novaka rodzina rozwija
życie gospodarcze, ponieważ troska o przyszłość dzieci zachęca rodziców do
powiększania swego majątku. Wyciągając praktyczne wnioski, można powiedzieć, że
rodzina ma służyć jedynie zwiększaniu obrotów i zysków przedsiębiorców!
Po tych dość ogólnych sformułowaniach czas przedstawić
podstawowe postulaty (żądania) ekonomiczne i społeczne liberalizmu. Zażartymi
wyznawcami neoliberalizmu są: Frank A. Knight, George Stiger, Milton Friedman,
Henry C. Simons i Michael Novak (katolicki liberał), J. Sachs.
Spośród tych postaci współcześnie wykładany jest przede
wszystkim ekonomista-noblista Milton FRIEDMAN (ur.
1912). W swoich dziełach "Capitalism and Freedom" (1962) i "Free to Choose"
(1980) wyłożył istotę poglądów neoliberalnych na gospodarkę i społeczeństwo.
Jego idee są dogmatyczną podstawą działań światowych instytucji
finansowo-gospodarczych, takich jak MFW (Międzynarodowy Fundusz Walutowy), BŚ
(Bank Światowy), EBOR (Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju), OECD (ang.
Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju) oraz wielu państw, zwłaszcza w
Ameryce Łacińskiej. Skutki tej polityki omawiam w drugiej części "Analizy... ".
W kolejnych swoich publikacjach wydaje się on radykalizować w swoich poglądach.
Wszystkie wyżej opisane zasady kapitalizmu liberalnego znajdują u niego
poparcie. Poniżej przedstawiam najważniejsze (z mojego punktu widzenia) elementy
jego poglądów.
Jak każdy liberał, Friedman gloryfikuje
ideę wolności indywidualnej, przedstawia ją w skrajnej formie. Podstawą życia
społecznego jest leseferyzm (poddanie się
nieskrępowanym działaniom sił rynkowych). Wyznaje ekonomię utylitarystyczną
(mówiąc najogólniej "cel uświęca środki"). Kwestionuje on jakiekolwiek
uprawnienia państwa do regulacji życia gospodarczego, również w skali
ponadpaństwowej, Handel w/g niego opiera się wyłącznie na zasadzie obustronnej
korzyści, dlatego władze państwowe nie powinny kontrolować ani procesu
przemysłowej produkcji, ani handlu. (Jak na to spojrzeć w kontekście
kolonializmu?) Ograniczenie wolnego rynku uznaje za negację indywidualnej
wolności człowieka[4]. Z tego powodu szerzy postulat państwa minimalnego. Jego zdaniem państwo powinno jedynie spełniać następujące funkcje:
W niektórych publikacjach postulował powołanie prywatnej
armii. Pomoc społeczna dla ludzi słabszych ma się odbywać tylko i wyłącznie
przez działalność ludzi bądź organizacji filantropijnych. Rozróżnia tylko dwa
modele państwa: kolektywistyczno-totalitarny lub liberalno-kapitalistyczny[4]. Pierwszy z
nich potępia całkowicie, drugi wychwala pod niebiosa.
Tutaj muszę wdać się już w
polemikę. Fakty są takie, że skrajny liberalny kapitalizm i skrajny kolektywny
socjalizm (komunizm) to dwa skrajne reżimy. Reżim komunistyczny wymusił uległość
budując obozy koncentracyjne. Utopia liberalna wcale nie była i nie jest lepsza.
U swych początków terroryzowano pracowników przez działania wojska, policji,
sądy, a i dziś zmusza się ludzi do godzenia się ze swoją nędzą poprzez prawo
chroniące wyzysk używając w tym celu demokratycznych instytucji państwa. W
przedstawionym opisie można było łatwo zauważyć, że liberalizm kwestionuje w
życiu społecznym i gospodarczym powszechne wartości (np. chrześcijańskiej
miłości bliźniego), natomiast promuje amoralizm. Konsekwencją tego jest chaos i
anarchia w państwie. Naród zmęczony tą sytuacją i w poczuciu bezradności, jedyny
ratunek upatruje w rządach autorytarnych czy wręcz dyktatorskich. U schyłku
każdego kapitalizmu liberalnego musi pojawić się
państwo rządzone siłą i depczące prawa człowieka. Doświadczenie krajów Ameryki
Łacińskiej w całej rozciągłości potwierdza tą tezę. Niestety nasza Ojczyzna w
skutek doświadczania kapitalizmu liberalnego także zaczyna się radykalizować.
Wracając do dzieł Friedmana. Uznaje on potrzebę równości
prawnej i "równości szans", ale kwestionuje ideę sprawiedliwości społecznej,
ponieważ sprawiedliwość społeczna w wymiarze ekonomicznym może się realizować
tylko przez odgórną regulację dystrybucji dóbr (lub dochodów). Ale przecież
według liberałów taka polityka społeczna zabija inicjatywę prywatną i niszczy
wolność indywidualną.
Cóż mogę powiedzieć, jak go
podsumować? W jego filozofii jest widoczny ekstremalny i totalny ekonomizm.
Wolny rynek dla niego to jakby "swoiste przedłużenie myśli istoty najwyższej
kierującej światem"[4]
Tak w ogólności przedstawia się koncepcja liberalizmu.
Odniosę się teraz krótko do socjalizmu. Istotą socjalizmu jest wzięcie współodpowiedzialności za los
ludzi przez instytucje państwowe. Państwo socjalistyczne stara się tworzyć
warunki do życia wszystkim obywatelom poprzez zatrudnienie, odpowiednie
wynagrodzenie, dotacje w celu zmniejszenia dysproporcji w dochodach oraz otacza
opieką, daje wsparcie osobom i rodzinom słabszym społecznie i ekonomicznie.
Punktem centralnym działań państwa socjalistycznego jest człowiek, stąd też jego nazwa
(socjalny znaczy tyle, co społeczny). Tyle idee.
Praktyka państw
socjalistycznych odstawała od tych ideałów. Wydaje się, że przyczyny upadku były
cztery.
Po pierwsze, to dogmatyczne trzymanie się historycznych założeń
ekonomicznych Marksa i Engelsa, zamiast poszukiwanie efektywnych rozwiązań. Nie
po raz pierwszy upada jakaś idea naukowa tylko z tego powodu, że uczyniono zeń
przedmiot pseudoreligijnej wiary. Śmiem twierdzić, że podobnie stanie się z
neoliberalnym kapitalizmem.
Po drugie, gdy tworzyły się państwa socjalistyczne
pozwolono ludziom skrzywdzonym we wcześniejszych systemach odegrać się na swoich
prześladowcach. Na stanowiska władz, w szeregi milicji powoływano ludzi do tego
nieprzygotowanych i mściwych. To zrodziło u samych początków nowe krzywdy.
Po trzecie, jedyną podstawą systemu społecznego miały być koncepcje naukowe,
religia zaś była uważana za przeżytek i przedmiot manipulacji starych władz.
Konsekwencją tego była walka (przynajmniej na początku) ze wszystkimi
kościołami.
Po czwarte, władze, by móc efektywnie wprowadzać swoje reformy w
atmosferze społecznego spokoju, zdusiły siłą wszelkie ruchy opozycyjne środkami
nielegalnymi oraz wprowadziły ścisłą kontrolę informacji. Wydaje się, że
potraktowano społeczeństwo jak stado baranów, które nie będzie w stanie
zrozumieć wprowadzanych idei i złapie się na demagogiczne wystąpienia
liberalnych opozycjonistów. Efekt był taki, że naród stracił zaufanie do władzy
i traktował wszystkie jej wypowiedzi jako kłamliwą propagandę, nawet wtedy, gdy
władza mówiła prawdę.
Trudno jednoznacznie ocenić te działania. W demokracjach
kapitalistycznych rządy spędzają 90% czasu [6] na zmaganie się z opozycją, by móc
realizować swoje zamierzenia, jego resztę zaś na właściwą pracę. Towarzyszy
temu wielki ferment społeczny. Ludzie nie wierzą politykom, mają jedynie
nadzieję, że wybrany w wyborach kandydat wreszcie zacznie realizować swoje
obietnice wyborcze. Można wyliczyć jeszcze wiele innych powodów upadku ustroju
socjalistycznego. Myślę jednak, że są to podstawowe przyczyny. Czy jednak upadły
ideały socjalizmu, czy może tylko jego nieudolne formy? Skłaniałbym się do tej
drugiej odpowiedzi. Ideały socjalizmu są ideałami tylko i wyłącznie głęboko
ludzkimi. W świecie zwierząt panują okrutne prawa przyrody (silniejszy, cwańszy
osobnik zabija, wypycha słabsze). Ludzie natomiast kierują się zasadami
moralnymi sprzecznymi ze zwierzęcymi prawami przyrody. Socjalistyczne ideały są
bardzo bliskie wartościom chrześcijańskim. Zbrodnie Kościoła zarówno w wydaniu
katolickim jak i protestanckim nie przekreślają przecież zbawczej ofiary Pana
Jezusa, Dekalogu i wszystkich tych wartości. Podobnie też jest i z socjalizmem.
Ludzie, którzy rządzili, sprzeniewierzyli się ideałom socjalizmu tworząc obozy
pracy, manipulując ludźmi przez fałszywe informacje itd. To jednak nie może
zniweczyć takich wartości jak pomoc słabszym, ubogim, troska o ludzi, a nie
wyłącznie o pieniądze, ludzkie traktowanie w pracy itd. Jestem głęboko
przekonany, że socjalistyczne ideały nie umrą, ale powrócą w społeczeństwie o
wyższym stopniu rozwoju. Warto powiedzieć na koniec, że socjalizm wcale nie
oznacza scentralizowanej gospodarki planowej, może przecież funkcjonować w
gospodarkach rynkowych. Trzeba bowiem sobie uświadomić, że nie jest ważne, jakie
środki ekonomiczne są używane, lecz jedynie by były wdrażanie ideały, które
legły u jego podstaw. Po prostu socjalizm nie ma jednej formy, tak jak nie ma i
kapitalizm. Wiele państw z nazwy kapitalistycznych realizuje ideały
socjalistyczne. W drugiej części "Analizy" będziemy mogli się przekonać, że
pogodzenie ideałów socjalistycznych jest możliwe z gospodarką rynkową, choć nie
z liberalną gospodarką wolnorynkową.
W tym rozdziale spróbuję wyłuskać oczywiste sprzeczności, niedorzeczności i nielogiczności liberalizmu.
Z racji, że moim hobby jest psychologia, zacznę od wizji
człowieka.
Wizja człowieka
Kapitalizm neoliberalny widzi człowieka jako
jednostkę aspołeczną, kierującą się egoistycznymi, negatywnymi pobudkami. Nie
jest w stanie zauważyć, że ta aspołeczna jednostka (amoralna - to jest w
zasadzie to samo) musi żyć w społeczeństwie, ponieważ potrzebuje innych ludzi.
Gdyby wszyscy ludzie byli źli i kierowali się egoizmem, to nasza jednostka nic
by nie zyskała pośród ludzi, wręcz przeciwnie tylko by straciła. Nie można
przecież doznać dobroci od swego kata. Dosyć szczególnie ujmowane są potrzeby
człowieka. Dostrzega się jedynie, zresztą dość wybiórczo, potrzeby biologiczne i
te, które wynikają z procesu obrotu kapitału (np. potrzeba wykształcenia).
Według nich jedynym bądź głównym celem człowieka jest dążenie do bogacenia się.
Jak wiadomo cel wypływa z potrzeb, więc należałoby dalej ciągnąć ten tok
rozumowania i stwierdzić, że jedyną potrzebą jest potrzeba zysku (bogacenia
się). Czy aby na pewno człowiek nie ma innych potrzeb? Czy człowiek nie ma
potrzeby bezpieczeństwa, oparcia, przyjaźni, życzliwości, miłości? Chyba wszyscy
zgodzą się ze mną, że tak. Ale te potrzeby można zrealizować tylko w kontakcie z
drugim człowiekiem! Co by nie mówić, olbrzymia większość ludzi w jakimś stopniu
realizuje te potrzeby. Dostrzec można tutaj typową insulację psychiczną
(potocznie "schizofrenia"). Mówi się o człowieku jako jednostce ekonomicznej,
ale nie dostrzega się człowieka-istoty społecznej (moralnej). Wiadomo, że
człowiek to istota ludzka, która potrzebuje innych ludzi, kieruje się także
uczuciami życzliwości, przyjaźni, miłości itd. Wydaje się, że zasadniczymi
celami są przyjaźń, miłość (w tym miłość erotyczna), chęć posiadania potomstwa,
wiara, religia czy praca twórcza. Nie jest więc prawdą, że jedynym, a w każdym
razie podstawowym motywem działań jest chęć gromadzenia coraz większych ilości
dóbr materialnych bądź ich ekwiwalentu, czyli pieniądza. Płaszczyzna
finansowo-gospodarcza jest jedną z wielu sfer życia, na których człowiek działa.
Gospodarka natomiast ma
służyć realizacji tych społecznych celów. Ma służyć
zaspokajaniu potrzeb materialnych wszystkich
członków narodu. Co do społeczeństwa, to stwierdzam jasno i wyraźnie, że
społeczeństwo to nie jest zbieranina jednostek ludzkich, które zamieszkują
wspólny obszar, mówią tym samym językiem i prowadzą działalność gospodarczą, jak
ukradkiem przemyca to liberalizm. Nie dostrzega się też faktu, że życie
ekonomiczne (działalność gospodarcza) jest konsekwencją i wypływa z życia społecznego.
Wartości etyczny, moralne, religijne, społeczne, kulturowo-narodowe
Oto kolejny absurd. Liberalizm szeroko kwestionuje wartości
etyczne, kulturowo-narodowe, społeczne oraz religijne. Jednocześnie żąda
uznawania swoich wartości, tj. ekstremalną wolność, wolny rynek, państwo
minimalne itd. Słuszne jest zatem zadanie takiego pytania: czy mogą one być
interpretowane jako wartości w świecie pozbawionym wartości? Nie, nie mogą!
Ponieważ jest to niespójność i sprzeczność logiczna.
Liberałowie często potępiają totalitarny faszyzm oraz
komunizm. Ale skoro sami negują wartości etyczne swoich społeczeństw, dlaczego
wydają moralne oceny w oparciu o właśnie te wartości? Sprzeniewierzają się nawet
części swoich wyznawanych zasad. Przypomnijmy takie oto fakty. Trzecia Rzesza
faszystowska powstała na podstawie kapitalistycznej liberalnej Republiki
Weimarskiej. Oba totalitaryzmy (faszystowski i komunistyczny) stały mocno na
gruncie idei darwinowskiego doboru naturalnego, tj. walki o byt. Jednostki
mocne, cwane wypychają przecież z rynku słabych konkurentów (zasada konkurencji
- lepszy wygrywa). Zaś obozy koncentracyjne i łagry miały eliminować jednostki
chore, słabe, krnąbrne, w każdym razie (według mniemania dyktatorów) jednostki,
które zanieczyszczały genetycznie następne pokolenia, były skażone biologicznie.
Poza tym Niemcy faszystowskie mordowały przecież w oparciu o pisane prawo, które
nadała wybrana w demokratycznych wyborach władza! Po II wojnie światowej dopiero
odwołanie się do prawa naturalnego (tj. wartości etycznych będących
przeciwieństwem praw przyrodniczych) umożliwiło ukaranie tych zbrodniarzy. To
właśnie liberalizm (socjodarwinizm) w kapitalistycznej oprawie umożliwił wymordowanie tylu
milionów niewinnych istnień. Kapitalistycznemu przedsiębiorcy przecież jest
obojętne czy wytwarza mydło z tłuszczu ludzi, czy ze zwierząt, roślin byleby
koszt produkcji był jak najniższy, a tym samym maksymalny zysk.
Widać tutaj jak na dłoni, że liberalna filozofia człowieka i społeczeństwa jest
całkowicie błędna.
Jest jeszcze wiele innych
absurdów i niedorzeczności, których wyznawcy liberalizmu nie chcą dostrzegać.
Poniżej przytaczam ich całą "litanię".
Jak pamiętamy z
historii, liberalizm postulował zniesienie przywilejów dziedziczno-rodowych, sam
natomiast wytworzył przywileje będące konsekwencją posiadanego statusu
ekonomicznego. Jeden rodzaj przywilejów został zastąpiony innym. Jednocześnie
twierdzi się, że ta uprzywilejowana pozycja jest w pełni zasłużona, bo
przedsiębiorca swoim intelektem, zaangażowaniem i pracą uzyskał tą pozycję
(darwinowski dobór naturalny). Takie rozumowanie jest niekonsekwentne. Dlaczego
odmówiono w swoim czasie przywilejów dziedziczno-rodowych szlachcie i
magnaterii? Przecież te warstwy też wcześniej swoim cwaniactwem, inicjatywą,
intelektem, działaniem i siłą (czyli poprzez wszystkie cechy składające się na
przedsiębiorczość) uzyskały tą pozycję. Z koncepcji Darwina-Huxley'a wynika, że
oni także byli lepiej przystosowani do środowiska, bo osiągnęli lepsze warunki
życiowe (bogactwo).
Państwo minimalne, wcale nie
realizuje polityki "równych szans", ono nie tylko, że nie jest neutralne wobec
podziałów społecznych, ale wręcz te podziały stwarza, podtrzymuje i powiększa.
Jak wynika z zreferowanych dzieł, liberałom marzy się państwo, które nie pomaga
słabszym, lecz wspiera mocnych. Prawdę powiedziawszy ono faworyzuje i chroni
mocnych. Podsumowując, polityka społeczna państwa liberalnego nie jest
integrująca, ale dzieląca i utrwalająca podziały ekonomiczno-kulturowe. Równość
szans jest tylko deklarowana, a nie autentyczna, ponieważ mniej odporni
psychicznie, mniej wykształceni i słabsi fizycznie mają znacznie mniejsze od
innych szanse w życiu gospodarczym.
Kapitalizm nieodłącznym atrybutem demokracji
Bardzo często
stwierdza się, że demokracja jest skutkiem liberalnego kapitalizmu oraz
kapitalizm nie może istnieć bez demokracji i na odwrót.[6]. Po pierwsze
demokracja powstała dużo wcześniej niż kapitalizm, bo już w Cesarstwie Rzymskim.
Starożytny Rzym także nie posiadał gospodarki kapitalistycznej, ponieważ praca
najemna była rzadkością, a podwładnymi byli przede wszystkim niewolnicy.
Ówczesna gospodarka to rolnictwo i handel oraz rzemieślnicy, którzy
własnoręcznie wyrabiali przedmioty. Olbrzymia większość produkowała tylko na
własne potrzeby i potrzeby panów. Na rynek dostawała się tylko ta część towarów,
za które chciano uzyskać inne dobra samemu nie produkowane. Kupcy z dalekich
krajów handlowali tylko tym, czego nie wytwarzano w danym regionie. Demokracja
istniała więc bez kapitalizmu. Pod koniec okresu średniowiecza pojawiły się
zręby kapitalizmu. Ale przecież był to okres głębokiego feudalizmu i
pańszczyzny. Przecież pierwszymi "firmami" kapitalistycznymi były folwarki,
czyli gospodarstwa rolne obrabiane przez poddanych chłopów! Nie ma podstaw
historycznych by twierdzić, że demokracja i kapitalizm to dwa zjawiska
nieoddzielne. Współczesni byli świadkami istnienia kapitalizmu w różnych swych odmianach w krajach, którym daleko było i jest do demokracji. Nie trzeba głęboko sięgać. Przykładów jest aż nadto, od Korei Południowej począwszy (lata 1960-1990) po Meksyk, Brazylię, Chile i Peru (Pinochet) skończywszy. Zatem tym bardziej nie ma podstaw do wniosków o wynikaniu demokracji z
kapitalizmu.
Kapitalistyczne demokracje
Współczesne demokracje kapitalistyczne wcale nie są bardziej
demokratyczne, niż "demokracje ludowe". Wola narodu wcale w nich nie jest
realizowana. Współczesne wybory do władz, to wybory medialne, a co za tym idzie,
bardzo kosztowne. Startują do nich zatem ludzie, których na to stać, a więc są
to osoby, które wywodzą się z warstw przedsiębiorców, kapitalistów i takie też
interesy mogą tylko realizować. Nawet gdy prezentują linię pro-społeczną, to i
tak po wyborach realizują własne cele. Społeczność natomiast nie może przywołać
takiego delikwenta do porządku, bo przecież nie ma żadnych stosownych do tego
instytucji. Poza tym, twierdzi się, że "w następnych wyborach ludzie nie
muszą głosować na te osoby, na których się zawiedli". Zdarza się, że do
wyborów podchodzi człowiek z innych warstw społecznych. Jest on jednak
sponsorowany, a to przecież rodzi zobowiązania do określonej polityki. Jeżeli
chodzi o postawę władz względem mas społecznych to kapitalizm nie ma się czym
chwalić. Wystarczy przypomnieć sytuację Indian i Murzynów w USA w latach
50-tych, czy rozstrzeliwanych przez policję protestujących robotników w latach
30-tych, rozstrzelanych protestujących pracowników z polecenia pani Tatcher,
pobitych studentów protestujących przeciwko decyzjom władz itd. Warto w tym
miejscu wspomnieć o wartościach liberalizmu. Te wartości, czyli ekstremalna
wolność, wolny rynek, konkurencja, państwo minimalne, nie są powszechnie
uznawane w społeczeństwach. Za to są one realizowane w olbrzymiej większości
krajów świata. Ale przecież ich stosowanie zaprzecza demokracji, bowiem niweczy
i kpi z woli ludu. Jednym słowem, liberalna kapitalistyczna demokracja to
plutokracja.
Postęp technologiczny skutkiem kapitalizmu
Ściśle związaną z poprzednią neoliberalną
tezą jest jeszcze jedna - postęp technologiczny ludzkości jest konsekwencją
kapitalizmu[6]. Nieprawdziwość tej tezy można wykazać
równie łatwo jak poprzedniej. Odkąd ludzie zaczęli stąpać po ziemi, interesowali
się otaczającym światem. Zbierali wiedzę, budowali różne narzędzia i urządzenia
mające ułatwić im pracę. Oczywistym jest, że im więcej człowiek wie, tym więcej
otwiera się możliwości badawczych, konstrukcyjnych. Tak się złożyło, że maszyny
cieplne i elektroniczne zaczęto budować w czasie, gdy na świecie funkcjonował
kapitalizm. Aby zbadać, czy postęp jest skutkiem kapitalizmu, trzeba udowodnić,
że w żadnym innym systemie gospodarczo-społecznym nie wystąpił postęp. Jak się
łatwo domyśleć, hipotezy pomocniczej (weryfikującej) nie można udowodnić. Już w
czasach przedkapitalistycznych występował postęp technologiczny. W obecnych
czasach cały szereg naukowych odkryć zostało dokonane w obozie socjalistycznym i
w wielu innych niewolnorynkowych państwach. Można jedynie powiedzieć, że
kapitalizm sprzyja rozprzestrzenianiu postępu, ale tylko sprzyja.
Zdobycze socjalne i społeczne rezultatem kapitalizmu
W tym miejscu trzeba jeszcze jedną tezę neoliberalną
obalić. Według nich wszelkie zdobyczne społeczne, jak np. szpitale, szkoły są
konsekwencją i dziełem kapitalizmu[6]. By obalić
te tezy wystarczy przypomnieć, że na terenie Europy pierwszymi lecznicami były
monastery (zakony), a szkoły zaś istniały już w starożytnym Rzymie, Grecji i
wielu innych państwach. W Europie nauczacie szkolne rozpowszechnili
chrześcijanie (protestanci). Zatem wszelkie w/w liberalne twierdzenia są po
prostu bredniami.
O pracy i wynagrodzeniach
Bardzo ciekawe są twierdzenia
dotyczące pracy. Mówi się, że człowiek w kapitalizmie ma prawo do pracy. Ale cóż to za prawo, którego nie
można wyegzekwować, którego nie można dochodzić przed sądem?! Wolność tutaj
zostaje zepchnięta do wyboru miejsca pracy. Lecz wszelkie inne elementy, takie
jak wysokość wynagrodzenia, forma zatrudnienia, higiena pracy leżą już w gestii
tylko przedsiębiorcy. Jednakże i ta jedyna wolność ulega zniszczeniu, gdy wokół
panuje bezrobocie i brak jest pomocy finansowej państwa. Taki człowiek musi podjąć pracę za wynagrodzenie, które wystarcza na
posiłek jak w obozie koncentracyjnym. Musi przyjąć bezwarunkowo wszelkie punkty
"umowy" o pracę. Teoretycznie jest wolny, ma wybór, może bowiem odrzucić
"propozycję". Ale co się stanie, gdy ją odrzuci? W przedwojennej Polsce ludzie
bezrobotni chodzili do lasu i żywili się jego płodami. Po prywatyzacji lasów i
ta możliwość wyżywienia zniknie. Pozostanie jedynie trawa na łące i to pod
warunkiem, że nie jest prywatna. Powiada się, że tą sprawę załatwia filantropia
(nie mylić z dobroczynnością !). Ale przecież to jest upokarzająca łaska bądź
niełaska. I co pozostało z wolności? Tylko frazesy!
Jeszcze o wynagrodzeniach oraz o państwie minimalnym
Ciekawe są idee państwa minimalnego. Tego typu państwo ma
być jedyną alternatywą dla państwa socjalnego. Według nich "tylko zasada wolnorynkowej rywalizacji ma respektować
przedsiębiorczość i inicjatywę człowieka: tak właściciela jak pracownika."
Natomiast "całkowite poczucie bezpieczeństwa
ekonomiczno-socjalnego zwalnia ludzi przeciętnych od troski o byt własny i
rodziny, zniechęca do większego wysiłku, powoduje pasywność. To prowadzi do
osłabienia dynamiki życia gospodarczego." [4]Przy takim rozumowaniu staje się jasne,
dlaczego idea laissez-faire jest przeciwstawna idei sprawiedliwości społecznej.
A z tej przeciwstawności wynika idea państwa
minimalnego. Stwierdzenia, że zasiłki zmniejszają troskę ludzi o swój byt
można uznać za prawdziwe, ale tylko wtedy, gdy płace są tak nędzne, że
zniechęcają ludzi do podejmowania pracy. W cywilizowanych krajach wysokość
zasiłków w taki sposób się ustala, by człowiek mógł na nich przeżyć i nie
utracić mieszkania. Zapewniają one jedynie minimum do życia, tzw. minimum
egzystencji. Niedostateczny poziom zasiłku lub jego brak zmusza ludzi do
sięgania po tzw. niezarobkowe źródła utrzymania. W olbrzymiej większości są to
działania przestępcze lub wręcz zbrodnicze. Wydatki na śledztwa, ściganie,
sądzenie i wreszcie utrzymanie więźnia znacznie przekraczają wysokość zasiłków.
Nie jest rzeczą przypadku, że wraz ze wzrostem bezrobocia wzrasta przestępczość.
W wielu krajach bardziej cywilizowanych od nas wykonano tego typu analizy.
Wynika z nich, że nie opłaca się stan braku pomocy
społecznej. Skoro zasiłki to tylko absolutne minimum do życia, to normalne
płace powinny być niewątpliwie atrakcyjną ofertą dla pracownika. Skoro jednak
płaca jest niewiele wyższa, a czasami niższa niż zasiłek (czyli minimum!!!) to
nie ma się co dziwić, że człowiek nie chce uzyskiwać przez pracę tak
"wspaniałego" wynagrodzenia. Skoro taką wartością jest konkurencja, to dlaczego
przedsiębiorca nie chce konkurować z zasiłkami-minimami? Skoro przedsiębiorca ma
prawo nie zatrudnić lub zwolnić pracownika, gdy mu się on nie opłaca, to
dlaczego pracownik musi podejmować pracę, która jest dla niego nieopłacalna?
Takich pytań można by postawić więcej. Zasiłek oprócz przetrwania spełnia
jeszcze jedną bardzo ważną rolę. Zasiłek chroni godność
człowieka, chroni przed upokorzeniami, wzgardą, wyzyskiem. Wielu zapyta: w
jaki sposób on chroni? Otóż, gdy wolny człowiek jest zmuszony pracować za
wynagrodzenie, które nie wystarcza na pokrycie jego potrzeb biologicznych,
człowiek ten by móc świadczyć pracę temu przedsiębiorcy musi albo niedojadać,
albo zapożyczać się. Taki stan rzeczy niszczy godność
człowieka, ponieważ ów człowiek jest traktowany gorzej jak przedmiot, jest
traktowany jak więzień w obozie koncentracyjnym. Jednakże więzień w obozie
znajduje się - paradoksalnie - w lepszym położeniu, ponieważ ma świadomość, że
jego nędza wynika z faktu nielegalnego uwięzienia. Pracownik natomiast jako
wolny człowiek pracuje ze świadomością, że sam taką pracę "wybrał", że żadne
prawo lub inna osoba go do tego nie zmusza. A jednak musi tu pracować. W
przeciwnym razie ma tylko dwie drogi: jedna to przestępstwo i więzienie (a więc
upadek moralny i społeczny) albo śmierć. Napisałem, że taki człowiek jest
traktowany gorzej jak przedmiot (jak szmata chciałoby się rzec). Oto prosty
dowód. Gdy przedsiębiorca użytkuje maszynę to musi jej zapewnić wystarczającą do
pracy ilość energii (np. prądu), zapewnić smary, przeglądy itd. Gdy spróbuje
ograniczyć wydatki poniżej niezbędnego minimum, to maszyna zatrzyma się -
przestanie pracować albo w krótkim czasie się rozleci. Aby więc mógł czerpać z
niej korzyści (zyski) musi dostarczyć jej niezbędne
minimum. Natomiast w przypadku pracowników jest inaczej. Można im ograniczyć
płace poniżej niezbędnego minimum, a i tak będą jeszcze jakiś czas pracować z
uwagi na to, że w państwie minimalnym nie ma
zasiłków i zawsze jest "naturalne" bezrobocie. Tutaj teraz widać, dlaczego
zasiłek ratuje przed wyzyskiem i przed utratą godności. Gdy płaca nie spełnia
niezbędnego minimum to pracownik ma wybór - może iść na zasiłek i tym samym
uchronić się przed postępującą nędzą wynikłą z pracy. W tym kontekście jest
jasne dlaczego tak ważna jest też płaca minimalna
Niestety płacę minimalną można łatwo obejść, "okroić", a to przez koszty ubrania
roboczego, a to przez "darmowe" posiłki, a to ogrzewanie, a to przejazdy na
teren budowy z zakładu pracy, pół składki ZUS itd. Zasiłku zaś nie można
zmanipulować. We wcześniejszym rozdziale opisałem przyczyny nacisku na płace.
Żądania zniesienia płacy minimalnej i zasiłków można by uznać, gdyby jednak
przestrzegano żelaznej zasady rentowności pensji pracownika. Lecz przedsiębiorcy
nie zgadzają się na "żelazną płacę", bowiem jest im nie na rękę rentowność
pensji pracownika w obecnych warunkach. I stąd żądania zmniejszenia płacy
minimalnej. Tutaj jest widoczna ogromna niekonsekwencja w myśleniu. Dlaczego
przedsiębiorstwo musi być rentowne (tj. przynosić odpowiedni zysk
właścicielowi), ale pensja pracownika nie musi być rentowna (tj. pracownik musi
się zapożyczać by pracować, czyli faktycznie dokładać do zakładu pracy)?
Neoliberałowie odpowiadają na to, że w ich państwie przecież jest wolny rynek
pracy. Jeżeli przedsiębiorca nie jest rzetelny względem pracownika, to ci
pracownicy po pewnym czasie przejdą do innych zakładów pracy, a ten
przedsiębiorca upadnie. Ta odpowiedź jednak opiera się na fałszywych
założeniach. Po pierwsze, nie istnieje wolny rynek pracy, czego wyrazem są różne
formy współpracy przedsiębiorców polegające na stwarzaniu podobnych warunków
płacowych w swoich branżach dla pracowników szeregowych. Innymi słowy niskie
płace dominują w całej gałęzi, a nawet w całej gospodarce. Po drugie, w państwie
liberalnym nie ma zapomóg, a więc pracownik, chcąc utrzymać siebie i rodzinę,
musi pracować dalej u tego wyzyskującego pracodawcy, dopóki nie znajdzie gdzie
indziej miejsca pracy. Jednakże występujące bezrobocie, "ujednolicone" płace w
całej branży znakomicie utrudniają taki manewr. Nieraz mija wiele lat, zanim
człowiek będzie mógł zmienić pracę, lecz w tym czasie stanie się nędzarzem. Nie
dajmy się zwodzić! To właśnie wsparcie związków zawodowych i wymiaru
sprawiedliwości oraz właściwe uregulowania płac w krajach Zachodnich przyczyniły
się do postępującej zasobności wszystkich warstw społecznych. Jak pokazałem na
przykładzie Stanów Zjednoczonych, wprowadzona w latach 70. neoliberalna polityka
nie spowodowała wzrostu zamożności całego społeczeństwa, lecz jedynie warstw już
bardzo zamożnych. Poza tym wszystkim jest pytanie zasadnicze: jeżeli kraj nie znajduje się na dostatecznym poziomie
rozwoju gospodarczego i firma nie może zagwarantować niezbędnego minimum
płacowego, to dlaczego przedsiębiorca ma żyć ponad stan, a inni mają zdychać z
głodu? Czyż wszyscy wspólnie nie powinni ponosić ciężarów niedostatecznego
rozwoju?
Pułapki liberalnego mitu o wykształceniu
To, co wiąże się z pracą to zagadnienie
edukacji. Jedną z wolności liberalnych jest wolność wyboru kierunku kształcenia
i zawodu. Ciekawe jest to, że ta wolność nabiera charakteru historycznego. W
celu zmniejszenia bezrobocia, które sam kapitalizm wytworzył przez swoje
mechanizmy, zaproponowano by szkoły współpracowały z przedsiębiorcami po to, by
nie wypuszczać kandydatów do bezrobocia. Co to oznacza w praktyce? Oznacza m.in.
to, że szkoły nie będą prowadziły naboru w kierunkach, w których jest nadmiar
ludzi chętnych do pracy. Takie regulacje jednak są oparte na fałszywych
założeniach oraz sprzeczne z prawami rozwoju społecznego.
Po pierwsze, cykl
kształcenia jest na tyle długi, że nigdy nie uda się dostosować programu i
liczby uczniów do wymogów rynku pracy, ponieważ sytuacja na nim zmienia się
znacznie szybciej niż wynosi pełny cykl kształcenia.
Po drugie, po przez takie
regulacje zmusi się ludzi to kształcenia w zawodach, do których nie mają oni
predyspozycji. Skutek będzie taki, że ten człowiek i tak będzie bezrobotnym,
ponieważ nie będzie mógł spełnić wysokich wymagań swego zawodu, którego nie lubi
bądź nie ma do niego "smykałki", a co za tym idzie, nie spełni wysokich wymagań
stawianych przez przedsiębiorców. "Naprodukuje" się więc ludzi o miernych
umiejętnościach, którzy nie znajdą zatrudnienia.
Po trzecie, o tym pisałem w "Wymogu wyższego wykształcenia ...", współcześnie
podstawowym wymogiem jest posiadanie wyższego wykształcenia, jednakże
praktycznie tylko co trzecia osoba jest w stanie temu zadaniu podołać dzięki
swoim właściwościom biologicznym (tylko 50% ludzi ma iloraz inteligencji powyżej
100, a 15% powyżej 115). Przy takim regulowanym systemie stworzy się sytuację, w
której tylko niewielka część ludzi uzyska wymagane wykształcenie do pracy.
Reszta, jeżeli znajdzie zatrudnienie, to tylko za marne grosze, ponieważ będzie
się im wypominać, że "nie chciało im się uczyć". Poza tym, nawet jeżeli uda się
wykształcić dużą liczbę osób z wyższym wykształceniem, to zgodnie z zasadą
popytu i podaży, płace tych ludzi się obniżą. Dziś wyższe zarobki ludzi z
dyplomem uczelni są wynikiem tego, że jest ich stosunkowo mało, ich wiedza nie
jest powszechna, a więc jest towarem poszukiwanym. Gdy się zwiększy ilość
magistrów tak, że wyższe wykształcenie będzie niemal powszechnym zjawiskiem, to
na rynku pracy po stronie pracowników zwiększy się konkurencja, a więc taki
pracownik nie będzie już mógł żądać wysokiego wynagrodzenia, bo znajdzie się
ktoś inny, kto będzie pracował za niższą stawkę. Przecież pracodawca wybiera
wśród równorzędnych pracowników tego, który chce pracować za niższą stawkę!
(prawo rynku, zasada racjonalnego gospodarowania) Poza tym rozpowszechnienie się
tej wiedzy sprawi, że nie będzie ona już atutem wyjątków, wybranych, a więc
straci swoje cechy, za które pracodawca dzisiaj płaci. Krótko mówiąc, wraz z
upowszechnieniem wyższego wykształcenia, realne płace ludzi wykształconych spadną.
Taki regulowany system stworzy jeszcze większą armię bezrobotnych
pokrzywdzonych ludzi, stworzy dodatkowo kilka trudniejszych problemów do
rozwiązania.
W drugim rozdziale odniosłem się do wolnego rynku oraz konkurencji. Tutaj postaram się udowodnić, że współcześnie oba zjawiska są marginalne i praktycznie nie istnieją. Poniżej przytaczam krótką charakterystykę różnych form "współpracy" przedsiębiorstw[5]
Tak w wielkim skrócie przedstawia się dzisiejsza
konkurencja.
Co do skuteczności rynku, to podam tylko
jeden przykład ze stycznia 2001. Otóż w tym czasie w jednym ze stanów USA
zabrakło prądu. Okazało się, że nie znalazł się ani jeden przedsiębiorca, który
zechciałby zainwestować w produkcję prądu, mimo iż był na niego ogromny popyt
(zapotrzebowanie). Wyniknęło to stąd, że stopa zysku była niższa niż w innych
gałęziach gospodarki. Skutek był taki, że stare urządzenia trzeba było wyłączyć,
co spowodowało przerwy w dostawach energii do domów i zakładów pracy. Tutaj
zawiodły "cudowne" prawa rynku. Prywatna pogoń za zyskiem i brak planowania
okazał się być niszczycielski dla gospodarki lokalnej. Aby zapobiec katastrofie
władze stanowe z pieniędzy wszystkich podatników
postanowiły zakupić w sąsiednich stanach energię i ją odsprzedać po deficytowych
cenach. Były też pomysły, aby wybudować publiczne elektrownie. Dziwny jest ten
liberalizm. Domaga się zniesienia uregulowań, planowania gospodarczego, niskich
lub wręcz zerowych podatków, ale gdy ten genialnie samoregulujący się mechanizm
nawala, to bez żenady sięga po publiczne pieniądze by naprawić szkody wynikłe z
działania gospodarki rynkowej. Po prostu szkoda słów (i klawiatury).
Kościół Rzymskokatolicki a kapitalizm
Na koniec odniosę się do nauczania papieży. W swoich
rozważaniach wesprę się publikacją ks. Kowalczyka "Liberalizm i jego filozofia".
Omawiając stanowisko Kościoła przytacza on dwa fragmenty encyklik papieskich.
Poniżej przedstawiam owe fragmenty.
Pierwszą encykliką, na którą się powołuje
jest Rerum novarum (1891) Leona XIII. W niej to papież potępia sytuację, w
której "robotnicy osamotnieni i bezbronni ujrzeli się z
czasem wydanymi na łup nieludzkości panów i nieokiełznanej chciwości
współzawodników". Pisze, że papież odrzucił idee sprawiedliwości społecznej
i socjalizm, bronił własności prywatnej. Według papieża człowiek nie powinien
być dla właścicieli jedynie narzędziem zysku, lecz powinien być należycie
wynagradzany i pracować w takich warunkach, które nie zagrażają jego zdrowiu
fizycznemu lub moralnemu.
W drugiej encyklice - Centesimus annus Jana Pawła II
czytamy: "W dziedzinie gospodarki, w której wykorzystano
odkrycia i zastosowania nauk ścisłych, kształtowała się stopniowo nowa struktura
produkcji dóbr konsumpcyjnych. Pojawiła się nowa forma własności - kapitał, nowa
forma pracy - praca najemna, której cechą znamienną było to, że uciążliwy rytm
produkcji wyznaczało jedynie dążenie do zwiększenia wydajności i pomnożenie
zysku, bez uwzględnienia takich czynników jak płeć, wiek czy sytuacja rodzinna
zatrudnionych. Praca stawała się w ten sposób towarem, który można było
swobodnie kupować i sprzedawać na rynku i którego cenę określało prawo popytu i
podaży, niezależnie od minimum życiowego, koniecznego do utrzymania danej osoby
i jej rodziny."
A teraz mój komentarz. W obu
encyklikach papieże wydają się pochylać nad losem robotników i pracowników
najemnych. Ale odrzucili jednocześnie idee sprawiedliwości społecznej, ponieważ
powstały one w socjalizmie wyrosłym z humanizmu. W zamian proponują regulacje,
które - paradoksalnie - żywcem przypominają te, socjalistyczne. Wydają się nie
zauważać rażącej sprzeczności pomiędzy ideałami chrześcijańskimi, a ideą wolnego
rynku. O wyzysku ludzi pracy mówili jak o fakcie historycznym. Hołdowano więc
ideom własności prywatnej, inicjatywnie prywatnej i wolnemu rynkowi niejako w
reakcji uczuleniowej na komunizm. Przez praktycznie cały wiek XX Watykan
świadomie w mowie i w działaniu popierał wolny rynek (patrz rządy w Ameryce
Łacińskiej). Dopiero odejście olbrzymich mas wiernych z Kościoła w tych krajach
w latach 80. spowodowało "opamiętanie się". Czy jednak nie jest już za późno?
Czy ludzie w instytucjach kościelnych zdobędą się na akt skruchy i wezmą
odpowiedzialność za nędzę, do której się przyczynili? Pożyjemy, zobaczymy.
Nauka
apostolska, tj. biblijna jest w tej kwestii bardzo jasna. Wyznaczenie sobie celu życiowego w postaci bogacenia się w skali największej stoi w jawnej sprzeczności z nauczaniem Pana Jezusa. Bogacenie się kosztem bliźniego, niewypłacanie wynagrodzenia tak typowe dla kapitalizmu nigdy nie znajdzie uzasadnienia biblijnego.
Po tych wszystkich rozważaniach czas na zebranie wszystkich wniosków.
W drugiej części "Analizy ..." wyjaśniam istotę rozwoju
gospodarczego oraz wzajemną zależność rozwoju społecznego i gospodarczego. Na
koniec podsumowuję obie części i zamieszczam wskazówki dla rządzących naszą
Ojczyzną.
Zapraszam do części drugiej.