Fałszerstwa Wildsteina nt warunków życia w PRL i III RP

Po opublikowaniu prognoz demograficznych przez instytuty badawcze, w tym Główny Urząd Statystyczny, niemal wszystkie media podniosły problem starzenia się polskiego społeczeństwa. Wskazywano, że proces ten spowoduje w przyszłości poważne perturbacje w gospodarce, obciążając pracowników kosztami utrzymania emerytów w większym stopniu niż ma to miejsce obecnie. Wskazywano, poniekąd słusznie, ze nie będzie możliwe zmniejszenie obciążeń zusowskich, gdyż bardzo poważnie wzrośnie liczba emerytów i rencistów, otrzymujących świadczenia z budżetu. Oprócz tych słusznych spostrzeżeń mogliśmy przeczytać rozmaite komentarze, których autorzy najwyraźniej wydają się żyć w oderwanym od rzeczywistości świecie.
Przedmiotem tego tekstu będzie analiza wypowiedzi pana Bronisława Wildsteina, która ukazała się na łamach Rzeczpospolitej z 12 lipca b.r. [1]. Zanim jednak przejdę do szczegółowej analizy, proponuję zapoznać się z zasadniczym fragmentem owej wypowiedzi, będącej przedmiotem krytyki:


"Wydaje się, że jedną z niewielu reguł w procesach cywilizacyjnych, które potwierdzają się nieomal bez wyjątków, jest wpływ rozwoju gospodarczego na demografię. W szybko bogacących się społeczeństwach następuje spadek przyrostu naturalnego. Zjawiska takie obserwować można było w krajach, które długi czas stanowiły wręcz symbol wielodzietnej rodziny, np. w Japonii czy we Włoszech. Jeszcze parędziesiąt lat temu mało kto byłby w stanie uwierzyć, że może przydarzyć się im ujemny przyrost naturalny. Dzisiaj jest to faktem.
Polska również stała się przykładem tej reguły. Znamienne zresztą, że ostatni boom demograficzny nastąpił w jednym z najbardziej beznadziejnych okresów najnowszej historii Polski, jakim był stan wojenny. Spadek przyrostu naturalnego i wydłużenie się średniej życia o pięć lat w ostatniej dekadzie mogą być świadectwem dynamicznego rozwoju Polski po upadku komunizmu.
[1]


Uwypuklenie w tekście jest mojego autorstwa. Ten komentarz należałoby puścić w niepamięć, gdyby nie fakt, że ukazał się on w poczytnym dzienniku o kilkusettysięcznym nakładzie. Jakby tego było mało, ukazał się on w piątkowym, a więc weekendowym wydaniu. Trafił on zatem do największej liczby czytelników, jaką można sobie w Polsce wyobrazić. Znamienne jest, że podobne wypowiedzi mogliśmy usłyszeć w audycjach radiowych i telewizyjnych programach publicystycznych.

Czy którakolwiek część wypowiedzi pana Wildsteina jest prawdzia? Czy nie jest to przypadkiem perfidna manipulacja, a może tylko błąd w rozumowaniu? W tym właśnie opracowaniu postaram się rozstrzygnąć te kwestie. Moja sprawność językowa nie dorównuje tej, którą operuje pan Wildstein, dlatego proszę Czytelnika o pewną wyrozumiałość.

Mimo dość zwięzłej i lapidarnej formy wypowiedzi pan Wildstein zdołał przedstawić kilka twierdzeń. Niewątpliwie najważniejszą tezą, którą powinniśmy się zająć, jest ta, iż niski krajowy przyrost naturalny jest dowodem, że Polska po upadku "komunizmu" dołączyła do krajów szybko się bogacących.[2] Trzeba będzie również rozpatrzyć, czy wydłużenie się średniej wieku jest związane tylko i wyłącznie z okresem "dobrobytu" III RP, a także sprawdzić prawdziwość twierdzenia o wzbogaceniu się Polski w oparciu o dostępne materiały statystyczne.


Analiza logiczna

Spróbujmy najpierw sprawdzić, jakie wnioski i twierdzenia można, a jakich nie można wyprowadzić z pierwszej reguły Wildsteina, tj. tej, która głosi, że szybkiemu bogaceniu się społeczeństwa towarzyszy spadek przyrostu naturalnego (lub jego niski poziom). Jeżeli przyjmiemy tą regułę za prawdę, to można zgodnie z regułami logiki wyprowadzić tylko jeden prawdziwy wniosek:

Jeżeli nie występuje spadek przyrostu naturalnego (czyli przyrost jest z roku na rok taki sam lub wręcz rośnie) to znaczy, że społeczeństwo nie bogaci się szybko.

Skorzystałem tutaj z tzw. prawa transpozycji.[3] Redaktor Wieldstein wydaje się zauważać to twierdzenie, gdyż na jego poparcie przytacza okres stanu wojennego.

Zgodnie z prawami logiki na pewno nie można wyprowadzić następujących wniosków:

  1. jeżeli nie występuje szybkie bogacenie się, to nie występuje spadek (lub niski poziom) przyrostu naturalnego [4]
  2. jeżeli występuje spadek przyrostu naturalnego (lub niski poziom) to znaczy, że społeczeństwo szybko bogaci się [5]

Oba zdania są fałszywe (lub jak kto woli - są logicznym kłamstem).

Niestety, stwierdzam z przykrością, iż redaktor Wildstein popełnił błąd logiczny drugiego rodzaju, ponieważ wyprowadził wniosek, który zgodnie z prawami logiki wykazałem jako fałszywy. Pisze mianowicie "Spadek przyrostu naturalnego (...) może być [patrz uwagi do [2]] świadectwem dynamicznego rozwoju Polski po upadku komunizmu.", co jest tożsame z "jeżeli występuje spadek przyrostu naturalnego (lub niski poziom) to znaczy, że społeczeństwo szybko bogaci się".
Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że wniosek taki jest nieuprawniony, a więc błędny.

W ten oto sposób obaliliśmy podstawowe twierdzenie redaktora Bronisława Wildsteina, dowodząc jego nielogiczności. Mógłbym poprzestać jedynie na analizie logicznej i na tym zakończyć ten artykuł, jako że wszystkie pozostałe twierdzenia odnoszą się i wypływają z tego pierwszego. Jednakże skala błędów oraz - nie waham się tego napisać - manipulacji jest znacznie większa i wymaga niezwłocznego ujawnienia.


Czy współwystępowanie zjawisk musi oznaczać wzajemną przyczynowość?

Można zapytać, czy nasze początkowe założenie związku pomiędzy szybkim bogaceniem się a niskim (lub malejącym) przyrostem naturalnym jest prawdziwe. Niestety odpowiedź nie jest jednoznaczna. Należałoby się w tym miejscu odwołać do statystyki i użyć jej narzędzi. Okazuje się, że faktycznie istnieje taka korelacja czyli zależność statystyczna, choć możemy znaleźć liczne przykłady krajów wyłamujących się spod tej reguły (np. Stany Zjednoczone, Malezja, Korea Południowa, Chiny). Niemniej jednak, wiadomo, że korelacja może występować pod kilkoma postaciami [6]:

  1. współistnienie (albo prawo struktury) - zjawiska istnieją równocześnie w czasie, choć nie muszą być ze sobą powiązane związkiem przyczynowo-skutkowym. Na przykład, dość szybkiemu wzrostowi PKB Peru w pewnym okresie towarzyszyło równoczesne ubożenie dużych mas społeczeństwa, co nie oznacza, że wzrost gospodarczy powoduje ubożenie społeczeńtwa! Przekładając to na tematykę analizy, spadek przyrostu naturalnego może być pośrednio związany z bogaceniem się, lecz nie wynika z tego, że bogacenie się automatycznie zmniejsza dzietność (prawdę powiedziawszy, powinno być dokładnie odwrotnie)
  2. przyczynowość - prawo to głosi, że po jednym zdarzeniu nazywanym przyczyną, następuje zawsze inne zdarzenie nazywane skutkiem. Na przykład, gdy występuje wysoka temperatura a następnie spadnie obfity deszcz, to wyrastają grzyby. Nie ulega wątpliwości, że czynnikem wzrostu grzybów jest deszcz. Tutaj muszę jednak zauważyć, że występowanie po sobie zjawisk nie musi oznaczać wzajemnej przyczynowości.
  3. funkcjonalność - podobnie jak w pkt. 2 z tym, że zjawiska te da się ująć w formie matematycznego wzoru


Trzeba wszkaże pamiętać o możliwości występowania pozornych współzależności, których fałszywość uwidacznia dopiero analiza jakościowa. Tak jest właśnie w przypadku pseudokorelacji pomiędzy bogaceniem się a spadkiem przyrostu naturalnego.


Psuedozależność niskiego przyrostu naturalnego od bogacenia się

Chcąc rozpatrzyć to zagadnienie, musimy najpierw przyjrzeć się terminowi "bogacenie się", a następnie umówić się co do "szybkiego" bogacenia się.
Napotykamy tutaj poważny problem. Jak pisałem na przykładzie Peru, PKB (Produkt Krajowy Brutto) nie jest dobrym miernikiem bogactwa społeczeństwa, ponieważ udział ludności w podzialne tego PKB jest silnie nierównomierny, w wyniku czego wzrost gospodarczy nie przekłada się pozytywnie bezpośrednio na poziom życia znaczących grup ludności. Znacznie lepszą miarą jest przeciętne wynagrodzenie, choć w zasadzie nie obejmuje ono grupy emerytów i rencistów. Niestety przyjęta powszechnie metodologia obliczania płacy przeciętnej (jest to średnia arytmetyczna) sprawia, że ta wartość jest silnie wrażliwa na wartości skrajne, co w społeczeństwach krajów latynoamerykańskich (w zasadzie wszystkich krajów neoliberalnych) zafałszowuje obraz rzeczywistości. Powodem niskiej wartości inforamcyjnej tego typu średnich jest fakt, iż wynagrodzenia menadżerów, a przynajmniej kierownictwa sztucznie windują tą średnią w górę. Dlatego znacznie lepszą miarą będzie tzw. średnia pozycyjna, np. mediana oraz tzw. kwantyle [6]. Możemy przyjąć, że społeczeńtwo szybko bogacące się to takie, ktorego wartość realna dochodów rośnie w stosunku rocznym powyżej 4%. Taka granica wynika z faktu, że tzw. przeciętna waha się w granicach od 1,5-3%, a kraje szybko rozwijające się osiągają wzrost rzędu 8-12%.

Okazuje się, że analiza statystyczna nie daje tak jednoznacznego obrazu. Są państwa zamożne (np. Kanada i USA), których wskaźniki wykazują bogacenie się, a przyrost ludności nie należy do niskich. Są także bogate państwa europejskie (np. Francja, Szwecja) o niskim przyroście naturalnym. Można też wskazać na państwa Europy Wschodniej, w których szybkiemu wzrostowi produkcji przemysłowej i dochodu narodowego towarzyszył niski przyrost naturalny (Czechosłowacja, Węgry) lub szybkiemu wzrostowi dochodów ludności towarzyszył wysoki lub wręcz ultrawysoki przyrost naturalny (np. Polska w okresie powojennym).
Jednakże prawdziwa zależność ukazuje się naszym oczom dopiero po dokonaniu szczegółowej analizy jakościowej. Okazuje się, że istotnym warunkiem ograniczenia dzietności jest nie tyle bogacenie się, co niestabilność źródła utrzymania (pozyskiwania dochodów) oraz madmierne wydłużanie czasu pracy, wzrost wymagań na rynku pracy względem pracowników, wzrost kosztów utrzymania i kształcenia dzieci oraz spadek udziału głównych grup ludności w tworzeniu i udziale PKB. Tak się składa, że to właśnie kraje ubogie stawiają przed pracownikami stosunkowo niskie wymagania, a znaczna część ludności utrzymuje się z rolnictwa (co stanowi zabezpieczenie żywnościowe), nie występuje w nich ostra konkurencja, często dominują tradycyjne role społeczne, w których kobieta zajmuje się domem. Tymczasem w "zamożnych" krajach zachodnich wymagania odnośnie kwalifikacji oraz poświęcenia się firmie są znacznie wyższe, co powoduje, że zarówno koszty utrzymania się pracownika na rynku pracy, jak również czas spędzony w przedsiębiorstwie, stanowią dość poważną przeszkodę w rozwoju rodziny.

Od końca lat 70. gdy na arenę ekonomiczną wkroczył neoliberalizm tendencje spadku urodzeń zarysowały się w niemal wszystkich krajach go wdrażających niezależnie od statusu materialnego. Przyczyną tego stanu rzeczy jest ogromny wzrost niepewności źródła pozyskania dochodu, co w połączeniu z sankcjami karnymi za niewłaściwą (niedostateczną materialną) opiekę nad dziećmi, skutecznie hamuje realizację rodzicielstwa. Wiek wchodzenia w małżeństwo systematycznie przesuwa się w górę, ponieważ wydłuża się okres nauki oraz zdobywania minimalnego doświadczenia zawodowego (tzw. ustatkowanie się). To pociąga za sobą spadek płodności wśród młodych par, gdyż im starsza kobieta, tym trudniej jest jej zajść w ciążę.

Zatem, jak się wydaje, główną przeszkodą jest model gospodarki, w którym nie respektuje się społecznych potrzeb człowieka, występuje duża niepewność zarobkowa, niemal wszyscy żyją z handlu, usług i przemysłu. To właśnie stosunkowo wysoki odsetek ludności wiejskiej (a więc zabezpieczenie schronienia i wyżywienia) powoduje, że w krajach biednych, mimo niekorzystnych, jak się wydaje, warunków istnieje wysoki przyrost naturalny. Trzeba też pamiętać o tym, że w biednych krajach, rodzina (a więc i dzieci) najczęściej przedkładana jest ponad wszystko inne, ponieważ dzieci w tych społecznościach stanowią o sensie życia dorosłych członków.

Nie chcąc brnąć w gąszcz szczegółów, mogę powiedzieć, że na pewno bogacenie się nie jest tym czynnikiem, który bezpośrednio powoduje spadek przyrostu naturalnego. Czynniki te upatrywałbym w organizacji życia społeczno-gospodarczego.


Czy rzeczywiście wydłużenie się średniej życia zawdzięczamy Polsce kapitalistycznej po 1989r?

Teraz wypadałoby się zająć stwierdzeniem, iż wydłużenie średniej życia ma związek z ostatnią dekadą kapitalizmu i wynika wprost z "szybkiego bogacenia się" polskiego społeczeństwa. Muszę przyznać, że obalenie tego mitu będzie o wiele prostsze, niż poprzednio rozpatrywane. U podstaw tezy redaktora Wildsteina kryje się kilka założeń:

  1. okres PRL miał niewielki pozytywny wpływ na zdrowie, a więc i średnią długość życia lub wręcz miał wpływ negatywny
  2. okres Polski kapitalistycznej był jedynym, a przynajmniej głównym czynnikiem poprawy zdrowia ludności

Nie trzeba umysłu mistrza, by dostrzec niepoprawność powyższych założeń.
Osobiście nie przekonuje mnie pomysł, że schorowany człowiek PRL-u, w ostatnich kilku, kilkunastu latach swego życia zdołał "nadrobić" niedostatki zdrowotne, tak jakby odradzający się feniks z popiołów. Sprowadzając rozumowanie redaktora do absurdu można rzec, że człowiek, który nabawił się pylicy, dozna ozdrowienia pod wpływem wdrożenia kapitalizmu.

Nie ulega wątpliwości, że wpływ na to, jak długo będziemy żyć, wywiera cały szereg rozmaitych czynników. Wśród nich wymieniłbym: geny, przebyte choroby w dzieciństwie, w wieku dorosłym, sposób odżywiania się, aktywność fizyczna, palenie papierosów, wreszcie tzw. pole psychologiczne (czyli ogólny klimat emocjonalny panujący w rodzinie, w miejscu pracy itd), warunki pracy.

Jest faktem, źe w ostatniej dekadzie średnia długość życia wydłużyła się. Czy jednak zawdzięczamy to kapitalizmowi? Sądzę, że stało się to w naszych warunkach pomimo jego funkcjonowania! Głównych przyczyn upatrywałbym w spadku liczby palaczy (niemal o połowę), co zmiejsza liczbę zachorowań na choroby krążenia, rozedmy płuc, raka wszelakiej postaci, choroby neurologiczne itd. Jak wskazują badania, nawet rzucenie palenia po długim okresie praktykowania nałogu już w pierwszych 2 latach bardzo korzystnie wpływa na zdrowie, wydłużając tym samym długość życia, podnosząc również przeciętną.

Na podstawie posiadanej wiedzy, nie mam żadnych wątpliwości, że pozytywny wpływ na zdrowie rodaków miał okres PRL . Na ten fakt złożyło się wyeliminowanie czy też poważne ograniczenie w okresie PRL wielu groźnych chorób, także chorób społecznych wynikających z biedy. Można podać kilkadziesiąt wskaźników, w których niewatpliwie nastąpił duzy postęp. Oto tylko niektóre z nich.


Jeśli kogoś trapią wątpliwości, czy przypadkiem ten pozytywny obraz nie jest związany jedynie z postępem w medycynie, a nie rozwojem opieki medycznej w PRL, będzie musiał zmierzyć się z następującymi danymi:

Jest rzeczą niewątpliwą, że II wojna światowa wywarła dotkliwe piętno na zdrowiu Polaków, także na gospodarce, systemie służby zdrowia, w sposób istotny ograniczając i tak już ubogą dostępność do usług medycznych. Mimo tych faktów, w ciągu 45 lat nastąpił niezaprzeczalnie duży postęp. Do poprawy zdrowotności Polaków w okresie PRL przyczyniły się rozmaite działania, począwszy od utworzenia stacji pogotowa ratunkowego, przychodni, poprzez leszpe warunki wyżywienia, zamieszkania, a na wypoczynku skończywszy.
Nie jest zatem uprawnione twierdzenie, że tylko dzięki kapitalizmowi osiągnęliśmy dobre wskaźniki zdrowia, nie jest prawdą, że w okresie PRL zdrowotność była na niskim poziomie, wreszcie nie jest prawdą, że wydłużenie się średniej długości życia jest "świadectwem" bogacenia się Polaków w okresie kapitalizmu.

Odrębna kwestia to twierdzenie, iż w ostaniej "dekadzie" przeciętne dalsze trwanie życia wydłużyło się o 5 lat. Z dostępnych mi biuletynów Ministerstwa Zdrowia oraz publikacji GUS wynika że w okresie 1989-2001 średnia oczekiwana długość życia noworodka płci męskiej wzrosła o 3,5 roku z 66,8 do 70,2, a średnia kobiet o 2,9 roku z 75,5 na 78,4, natomiast średnia dla obu płci w badanym okresie wzrosła o 3,2 roku.

Warto także zauważyć, że w okresie 1950-1989, średnia przeciętna długość trwania życia noworodka (obu płci) wzrosła o 12,2 roku. Niestety brak jest danych z wcześniejszych lat. Jeśli przyjąć za punkt odniesienia lata 1931/32, to średnia długość życia w PRL wzrosła o 21,3 roku. Nie należy się spodziewać, by wojna mogła podnieść średnią, wręcz przeciwnie. Porównanie okresu 45 lat PRL i 13 lat III RP wypada pozytynwnie dla PRL. Taka ocena pozostaje w mocy, nawet gdy uwzględnimy fakt ograniczonej długości życia ludzkiego. Jest wszakże oczywiste, że łatwiej wydłużyć życie ze średniej 50 lat, niż 70 lat. Porównanie różnic i stosunków logarytmów wieku wypada także na korzyść PRL. Jedyny godny odnotowania aspekt III RP jest taki, że przedłużono wydatnie życie osób starych, co wiązałbym nie tylko poziomem rozwoju gospodarczego, lecz z postępem w medycynie i dostępnością do nowoczesnych metod diagnostycznych i leczniczych.

W tych okolicznościach podejmę jeszcze jeden wątek. Przyjmując za prawdę twierdzenie Wildsteina i odnosząc je do okresu PRL czujemy się zmieszani. Wynikają bowiem z nich następujące spostrzeżenia; (1) Polacy w PRL szybko się bogacili, ponieważ wydatnie zwiększyła się średnia życia (2) skoro w okresie PRL ludzie żyli biednie i się nie bogacili, to średnia życia nie powinna była wzrosnąć, a tymczasem tak się stało! Są tylko dwie możliwości: albo nie występuje korelacja między szybkim bogaceniem się a wydłużaniem życia, albo - co red. Wildstein musiałby skruszony przyznać, chcąc bronić swoich racji - Polacy, w okresie PRL bogacili się i to szybciej niż w III RP. Skłaniałbym się za tą drugą opcją, ponieważ poprawa warunków życia ludności (lepsza ochrona zdrowia, lepsze wyżywienie) musi pozytywnie oddziaływać na długość życia. Taki przynajmniej obraz rysuje biologia i medycyna.

Tak czy inaczej, okazuje się, że red. Wildstein, mówiąc delikatnie, z trudem otarł się o prawdę. [17], przy okazji plączac się w swoich wywodach. Niestety, w tym miejscu również posłużył się sofizmatami; dostrzegam co najmniej "special pending"[18] oraz wykorzystywanie niewiedzy czytelnika (łac. argumentum ad ignorantiam).


Czy Polacy w okresie kapitalizmu wzbogacili się?

Niestety, i na to pytanie nie można dać jednoznacznej odpowiedzi. Przyczyną tego stanu rzeczy jest ogromne i postępujące rozwarstwienie w dochodach. Niewątpliwie na przemianach ustrojowych zyskali pracownicy z wyższym wykształceniem, przede wszystkim naukowcy, nauczyciele akademiccy. Zyskała kadra kierwocznicza średniego i wyższego szczebla. To właśnie ich zarobki windują co roku w górę średnią płacę. Szczegółowa analiza rozkładu płac pracowników najemnych pokazuje, że w okresie 1993-1999 wynagrodzenia 3 pierwszych kwintyli (czyli 60% ludności najmniej zarabiającej) zwiększyły się realnie od 29 do 36% [19]. Jeżeli uwzględnimy fakt ogromnego spadku siły nabywczej w okresie 1989-1992 oraz szybszego niż inflacja wzrostu opłat za mieszkanie, media i przejazdy, to okazuje się, że płace tej grupy pracowników praktycznie nie zmienły swojej wartości. IV kwintyl zanotował wzrost 70%, a ostatnia zamknięta najbogatsza grupa - o 40% [19]. Warto nadmienić, że w okresie 1993-99 PKB wzrósł o 39%. Zatem ponad 60% płac wzrastało wolniej niż PKB!

Kolejne trudności napotykamy, gdy chcemy okreśłić dynamikę (czyli tempo wzrostu lub spadku) PKB. Otóż GUS, podając wielkość i wskaźniki dynamiki PKB czyni to z uwzględnieniem tzw. szarej gospodarki. Udział jej szacuje na ok.14-16% w ostatnich latach. Jeśli uświadomimy sobie fakt niskiego bezrobocia, dużej kontroli wewnętrznej, kilkukrotnie niższej liczby przestępstw gospodarczych w PRL, staje się oczywiste, że wzrost PKB w ostatniej dekadzie może być związany jeśli nie wyłącznie to przynajmniej głównie ze rozrostem szarej strefy. Jeżeli przyjmiemy, że szara gospodarka w PRL miała udział w wysokości 2%, a obecnie ma 16%, to wskaźnik dynamiki PKB realnej gospodarki w okresie 1989-2001 nie wyniesie 27% [20], lecz jedynie 8,9%, co jest wielkością naprawdę bardzo niską. Przyjmuje się, że wzrost ok 2% rocznie jest "wzrostem recesywnym", tzn. wskazuje, że gospodarka nie rozwija się, a jedynie następuje powolny wzrost (głównie wydajności pracy). Tymczasem 8,9% w skali 12 lat daje średni wzrost roczny w wysokości 0,7%. Zaliczenie takiej gospodarki w poczet szybko rozwijających się, jest poprostu idiotyczne. Nawet gdyby przyjąć oficjalny wskaźnik 27%, to średni roczny wzrost wynosi 2% i pozostaje daleko w tyle za szybko rozwijającymi się gospodarkami azjatyckimi.

Niestety, porównywanie tylko samych dochodów jest niewystarczające by stwierdzić wyższy poziom życia. Trzeba wziąć pod uwagę fakt, że tzw. opłaty stałe (czynsz, przejazdy, opłaty za media czyli wodę, prąd, gaz) wzrastały wielokrotnie szybciej, niż średni wskaźnik inflacji. Szczegółowa analza pokazuje, że biedna rodzina w PRL z I kwintyla z końca lat 80. miała większą siłę nabywczą dochodów (po odliczeniu kosztów stałych), niż obecena rodzina przeciętna. [21]. Przyznaję, że trudno taki fakt zaliczyć jako "szybkie bogacenie się".
Trzeba także wziąć pod uwagę nie tylko rozpiętość płac indywidualnych pracowników, lecz także ogromne i pogłębiające się zróźnicowanie rozwoju gospodarczego poszczególnych województw czy wręcz regionów. Podczas, gdy Warszawa w 1999r. osiągnęła 48217 zł PKB na mieszkańca, to powiat łomżyński jedynie 8860 zł, i nie jest to bynajmniej wyjątek w kraju, gdyż średnia krajowa wyniosła 15914 zł [22], a po odliczeniu wielkich aglomeracji ukształtowała się na poziomie ok. 11 tys. zł. Co więcej, wzrost PKB w okresie 1995-99 w przypadku województwa mazowieckiego wyniósł ok. 46% podczas gdy opolskiego jedynie niecałe 5%.[22]


Podsumowania

Drogi Czytelniku! Jeżeli zdołałeś przebrnąć przez ten gąszcz sprostowań, to doświadczyłeś niewątpliwe pewnego niesmaku. Chcąc jakoś te wszystkie rozważania podsumować, jestem zmuszony poczynić przykre dla redaktora Bronisława Wildsteina konstatacje. Żadna z jego tez, żaden z jego wyniosków nie znajduje uzasadnienia ani na gruncie logicznym, ani statystycznym. Wypowiedź tego radaktora nie tylko zawiera błędy logiczne, ale także ewidentne nieprawdy. Powiem więcej, jego wypowiedź jest próbą manipulacji czytelnikiem, ma bowiem przekazać taką oto treść, że obecny system, niezależnie jak w nim sobie ludzie faktycznie radzą, jest dobrodziejstwem.
Zarówno redaktorzy Gazety Wyborczej, jak i Rzeczpospolitej oraz redaktorzy wielu innych dzienników, tygodników byli uczestnikami i twórcami obecnych przemian gospodarczych naszego kraju. Co więcej, byli i są zwolennikami kapitalizmu, wolnego rynku. Dlatego niewygodnym, wręcz nieprawdopodobnie trudnym przeżyciem jest dla nich fakt coraz gorszego położenia ludności naszego kraju. Mogą ten dysonans poznawczy rozwiązać na kilka sposobów. Mogą przekonywać siebie i czytelników, że w istocie rzeczy trudności nie występują albo występują w skali tak nieznacznej, że nie trzeba brać ich pod uwagę. Mogą faktycznie wierzyć w swoje rojenia, lecz w takim wypadku ich legitymacja do pełnienia służby informacyjnej jest wątpliwa.

Wypowiedź red. Wildsteina jest tym bardziej przykra, że jest wysoce nieprawdopodbne, by tej klasy publicysta całkowicie nie zdawał sobie sprawy z istniejącego faktycznego stanu rzeczy, by nie zauważał ewidentnych błędów logicznych. Przykrość jest tym większa, że olbrzymie grono czytelników (zwłaszcza młodych) nie ma ani czasu, ani możliwości zweryfikowania opublikowanych na łamach gazety twierdzeń. Tym większa spoczywa na redaktorach odpowiedzialność za głoszone publicznie poglądy. Biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności, nie znajduję żadnego usprawiedliwienia dla tak haniebnego postępowania, jakie było udziałem pana Widlsteina. Pozostaje mi jedynie prosić Czytelnika, by był ostrożniejszy, nabywając prasę, wysłuchując audycji radiowych i telewizyjnych, bo niestety, w sposób ukryty, a więc perfidny, jesteśmy manipulowani, oszukiwani, w pewnym sensie pozbawiani części naszej wolności, jaką jest dążenie do prawdziwego poznania.


Przypisy:

  1. Rzeczpospolita nr 161 (6238) z 12 lipca 2002 roku, Bronisław Wildstein, "Odwrócona piramida", s. A2
  2. red. Wildstein użył łagodzącego sformułowania "może być", jednakże nie przedstawił i nie dokonał analizy nie tylko hipotezy przeciwnej, lecz nawet alternatywnej, co u czytelnika wywołuje wrażenie, że to jego stwierdzenie jest, jeśli nie jedynym, to przynajmniej głównym uprawnionym i słusznym wnioskiem.
  3. Tadeusz Kotarbiński, Kurs logiki dla prawników, Państwowe Wydawnictwo naukowe, W-wa 1975, s.75
    Twierdzenie to jest zapisane w następującej postaci (p<q)<(q'<p'), co się czyta "Jeżeli: jeżeli p, to q; jeżeli nie q, to nie p"
  4. j.w. s.76; (p<q)<(p'<q')
  5. j.w. s.76; (p<q)<(q<p)
  6. Kazimierz Zając, Zarys Metod Statystycznych, Państwowe Wydawnictwo Ekonomiczne, W-wa 1994;
    mediana należy do klasy tzw. średnich pozycyjnych i jest niewrażliwa na duże rozpiętości obserwowanych wielkości statystycznych (w tym wypadku płac), wskazuje ona tą wartość płacy, dla której połowa pracowników zarabia mniej, a połowa więcej;
    z kolei kwantyle także należą do miar pozycyjnych, lecz dzielą zbiorowość na określone grupy, np. kwartyle na 25% grupy; wartość I kwartyla wskazuje, że 25% pracowników zarabia mniej niż wskazuje to jego wartość (np. 700 zł), III kwartyl pokazuje, że 75% zarabia do np. 1100 zł, itd. (II kwartyl jest w istocie medianą); kwintyl dzieli zbiorowość na 20% grupy, a decyl na 10%
  7. Warunki pracy i życia w Polsce międzywojennej, Daniel Poliński, Książka i Wiedza, W-wa 1980, s.535 tab. VI.8
  8. Biuletyn statystyczny Centrum Systemów Informacyjnych Ochrony Zdrowia 2002, tab. 1.6
  9. Warunki pracy i życia w Polsce międzywojennej, Daniel Poliński, Książka i Wiedza, W-wa 1980, s.531 tab. VI.6
  10. Rocznik Statystyczny 2000, GUS s.264 tab. 16
  11. Mała encyklopedia zdrowia, PWN, W-wa 1963, statystyka medyczna s.1021
  12. Biuletyn statystyczny Centrum Systemów Informacyjnych Ochrony Zdrowia 2001, tab. 1.2
  13. Warunki pracy i życia w Polsce międzywojennej, Daniel Poliński, Książka i Wiedza, W-wa 1980, s.528 tab. VI.1
  14. Rocznik Statystyczny 2000, GUS s.253 tab. 1
  15. Warunki pracy i życia w Polsce międzywojennej, Daniel Poliński, Książka i Wiedza, W-wa 1980, s.529 tab. VI.2
  16. Rocznik Statystyczny 2000, GUS s.256 tab. 6
  17. przez sofizmat rozumie się rozumowanie pozornie poprawne, ale zawierające rozmyślnie utajone błędy logiczne, jest to tzw. fałszywy dowód, wykręt, wybieg, świadome dowodzenie nieprawdy
  18. ang. special pending - pomijanie we wnioskowaniu materiału, który sprzeciwia się własnemu stanowisku, branie pod uwagę tylko faktów potwierdzających własne zapatrywania
  19. Polska Rzeczpospolita Ludowa na tle II i III RP, opracowanie własne - Tomasz Ciborowski, tab. "Wynagrodzenia netto w rozbiciu na kwintyle* w cenach stałych (1999)"
  20. Ocena rozwoju gospodarczo-społecznego w latach 1989-2002, opracowanie własne - Tomasz Ciborowski, "Dochód narodowy"
  21. Polska Rzeczpospolita Ludowa na tle II i III RP, opracowanie własne - Tomasz Ciborowski, rozdział "Płace w PRL a w III Rzeczpospolitej" tab. "Siła nabywcza płac"
  22. Ocena rozwoju gospodarczo-społecznego w latach 1989-2002, opracowanie własne - Tomasz Ciborowski, rozdział "Dochód narodowy" tab. "zestawienie PKB na jednego mieszkańca wg podregionów w 1999r"

Data pierwszej publikacji: 16.07.2002