Co z tą Białorusią?

Od dawna trwają ataki na naszego wschodniego sąsiada, zarówno krajowe, jak i zagraniczne. Docierające informacje medialne dotyczą zazwyczaj napiętej sytuacji politycznej. Od czasu do czasu przedostają się też strzępy wiedzy tyczące gospodarki, kultury, poziomu życia, oczywiście wyłącznie w negatywnym świetle. Przekazy są tak rzadkie i skąpe, że większość Polaków nie wie nawet, ilu obywateli liczy sobie kraj zza Buga - bądź co bądź - nasz bezpośredni sąsiad! Przyjrzyjmy się zatem dzisiejszej Białorusi z perspektywy polskiej bez zbędnego upolityczniania.

Krótka charakterystyka

Republika Białorusi liczy obecnie niecałe dziesięć milionów obywateli i zajmuje obszar niemal 208 tys. km kwadratowych. Stolicą państwa jest Mińsk liczący ok. 1,7 mln mieszkańców, a w raz z terenami bezpośrednio przyległymi stanowi on potężną niemal trzymilionową metropolię. Do dużych kilkusettysięcznych miast wielkości Krakowa czy Częstochowy należą również Gomel, Mogilew, Witebsk, Grodno, Brześć. Te dwa ostatnie usytuowane są w pobliżu granicy z Polską. Ogółem trzy czwarte ludności mieszka w miastach.

Pod rządami łupieżców

Historia samodzielnej państwowości jest krótka. Niepodległość proklamowano 28 sierpnia 1991 roku po puczu w Moskwie i rozpadzie ZSRR. W grudniu tego samego roku wraz z Ukrainą i Rosją utworzono Wspólnotę Niepodległych Państw.

Początki wolnej Białorusi przypadły na wyjątkowo trudny okres. Rozpad ZSRR spowodował rozprzężenie życia gospodarczego. W wyniku wyborów do władzy doszli liberałowie z postkomunistami. Zastosowano terapię szokową podobną do tej znanej w Polsce. W kolejnych latach aż do 1994 r. włącznie notowano regres gospodarczy, hiperinflację, spadek produkcji przemysłowej i dochodu narodowego (o 10% rocznie), załamanie się budownictwa oraz drastyczne pogarszanie się warunków socjalno-bytowych. W 1992 roku uwolniono ceny artykułów żywnościowych i środków transportu. Wzrosły one pięciokrotnie, podczas gdy płace jedynie dwukrotnie. Przedsiębiorstwa stały się niewydolne finansowo. Znakomita ich większość przynosiła straty i traciła swój kapitał. Swoje zobowiązania regulowały one w naturze. Kwitł handel barterowy. Jak donosiły agencje prasowe, pracownicy otrzymywali wynagrodzenia w produktach firmy, np. w ziemniakach czy śrubach. Zgodnie z rocznikiem GUS udział płac w dochodzie narodowym spadł poniżej 15%.

Już w roku 1992, mimo braku stosownego ustawodawstwa, rozpoczęto budzącą wątpliwości prywatyzację, sprzedając tylko w tym jednym roku 195 przedsiębiorstw o łącznym zatrudnieniu 63 tys. pracowników. Pojawiło się masowe bezrobocie, którego skala była większa niż u nas w owym czasie. W wyniku tych procesów za granicę do Rosji wyjechało ponad 0,5 mln pracowników, jak się później okazało - bezpowrotnie.

Na tą dramatyczną sytuację nałożyły się skutki katastrofy w Czarnobylu (1986), która zbierała swe żniwo w postaci dewastacji biologicznej ludności i środowiska naturalnego. Gwoli przypomnienia 70% szkód z katastrofy przypadło właśnie na Białoruś, przy czym jedna czwarta terytorium została skażona radioaktywnie, co bardzo dotkliwie zaciążyło na rodzimym rolnictwie, będącym ówcześnie największą pojedynczą gałęzią gospodarki.

Łukaszenko dochodzi do władzy

W tych okolicznościach, w fermencie politycznym i gospodarczym przy gwałtownie przebiegających sporach społecznych w demokratycznych wyborach zostaje wybrany Aleskander Łukaszenko, obecnie urzędujący prezydent. Dobiera sobie do gabinetu ludzi zgodnych z jego poglądami. Pacyfikuje on łupieżców majątku narodowego, ale także opozycję. Przeprowadza zmiany prawne, które przesuwają władzę i możliwości zmian ustrojowych w kierunku prezydenta. Jego ekipie udaje się odwrócić proces niszczenia państwowego majątku, a gospodarkę wprowadzić na tory rozwoju. Jednak cenę za ten rozwój znamy wszyscy - jest nią ograniczenie swobód demokratycznych oraz związkowych.

Ewolucja gospodarki - obraz dzisiejszy

Stan gospodarki w 1994 roku był opłakany. Przedsiębiorstwa z niedostosowaną do rynku produkcją, jak gąbki wyciśnięte z zasobów pieniężnych, z zdekompletowanym majątkiem trwałym, od kilku lat "jadące" na stratach, z zbuntowanymi kadrami prezentowały mizerię ekonomiczną.
Już w następnym roku po objęciu rządów przez Łukaszenkę negatywne tendencje udaje się zahamować. Gospodarka odnotowuje odbicie się od dna, a inflacja maleje. Nadal udział inwestycji w PKB kształtuje się aż do 2003 roku tuż poniżej 20%, tj. poniżej nakładów uznawanych za niezbędne na podtrzymanie wartości kapitału (środków trwałych).

W ciągu pięciu lat, liczba nierentownych przedsiębiorstw spada poniżej 3,5 tys. (11% ogółu firm w 2000 r.), a w 2005 zostaje ich już niecałe 350. Udział transakcji barterowych spada poniżej 5% ogółu wartości transakcji, a gospodarka wkracza na ścieżkę szybkiego rozwoju, likwidując znakomitą większość problemów ekonomicznych, tak dotkliwie nękających Białoruś przez ostatnie kilkanaście lat.
W 2004 roku inwestycje w środki trwałe przekraczają 21% PKB. W roku 2005 sięgają ponad 30%, przewyższając w przeliczeniu na złotówki i na jednego mieszkańca inwestycje polskiej gospodarki niemal dwukrotnie. Dzięki roztropnym inwestycjom energochłonność gospodarki tylko w ostatnich sześciu latach spada o ponad 25%, a w najbardziej energochłonnych działach, jak hutnictwo, odlewnictwo - nawet o połowę.

Gospodarka otwiera się na świat. Obroty w handlu zagranicznym w 2005 roku przekraczają 32 mld USD (106% PKB), przy czym - wbrew oczekiwaniu - eksport do państw WNP (w tym Rosji) wyniósł 7,1 mld, a do państw spoza WNP, jak Niemcy, Polska, Chiny - 14,5 mld dol. Wzrost eksportu był możliwy tylko dzięki unowocześnianiu procesów produkcyjnych.

Zakłady Horyzont wypuszczają telewizory LCD, cyfrowy sprzęt do odbioru tv satelitarnej. Firmy białoruskie rozpoczynają produkcję mikroprocesorów dla przemysłu samochodowego Chin i Korei Płd. Rodzimy przemysł farmaceutyczny wreszcie daje sobie radę z produkcją leków odtwórczych. Przemysł wymienia linie produkcyjne i sposób zarządzania (większość firm posiada certyfikaty unijne ISO i znaki CE). Wypuszczane są kolejne nowe modele zgodnych z normami europejskimi i światowymi. Oddaje się do użytku parki technologiczne (następny jest w trakcie realizacji).

Dochód narodowy w okresie 1995-2005 niemal się podwoił, a wynagrodzenia w ujęciu realnym wzrosły 3,5 razy. Ich udział w PKB skoczył z 15 do ponad 43%, przy jednoczesnym spadku inflacji do kilku procent rocznie. Jak na ironię w tym czasie udział wynagrodzeń polskich pracowników w PKB naszej gospodarki gwałtownie zmalał.
Minimalne wynagrodzenie z 6 dol. am. w 2000 r. wzrosło do 73 $ w 2006. W ubiegłym roku podwyżka wyniosła 16% w przeliczeniu na dolary. Przeciętne wynagrodzenie wzrosło w tym czasie z 106 $ do 290 $ w listopadzie 2006.

Wynagrodzenia te mogą się wydawać niewielkie. Jednakże podstawowe produkty i usługi są dotowane. Dotyczy to przede wszystkim czynszów, wody, gazu, prądu, środków komunikacji miejskiej. W ubiegłym roku czynsz za 1 m2 wyniósł 200 rubli tj. w przeliczeniu na złotówki niecałe 30 groszy, a 1 kWh prądu - 14 groszy, zaś miesięczna opłata za ciepłą wodę za 1 osobę - 7 zł. W efekcie miejskie mieszkanie o pow. 60 m2 utrzymać może osoba otrzymująca minimalne wynagrodzenie i jeszcze jej zostanie w przeliczeniu ponad 40 dolarów.
Nic więc dziwnego, że projekt ministra Leppera sprowadzenia do kraju Białorusinów do pracy w rolnictwie nie powiódł się. Podobnie płonne mogą okazać się oczekiwania polskich przedsiębiorców, zwłaszcza budowlańców. Białorusini nie przyjadą pracować do nas za mniej niż tysiąc dolarów amerykańskich na rękę, bo tyle dostają u siebie na rynkach WNP. Z kolei Chińczycy zażądali minimum 600 dolarów.
Na koniec tej wyliczanki trzeba wspomnieć o szeroko rozwijanym programie opieki socjalnej, np. zasiłek macierzyński wypłacany jest do czasu, gdy dziecko skończy trzeci rok życia

I co dalej?

Współczesna Białoruś zgodnie z raportami ONZ należy do państw o najniższym rozwarstwieniu dochodowym i społecznym w świecie. Odsetek osób ubogich wg standardów krajowych i międzynarodowych spadł poniżej 10% i jest najniższy spośród państw Europy Środkowo-Wschodniej i byłego ZSRR.

Warto zastanowić się nad fenomenem Białorusi. Dlaczego mieszkańcy nie chcą masowo przeciwstawić się autorytarnemu Łukaszence? Dlaczego są tak odporni na nawoływania Zachodu? Wydaje się, że zapał ten studzi niezwykle gorzkie doświadczenie niemal rozbójniczych rządów z początku lat 90 grupy prezentującej się dziś za demokratyczną uciskaną opozycję. Rządy ekipy Łukaszenki przyniosły trwałe odwrócenie niekorzystnych tendencji w gospodarce. Przyniosły też otwarcie na świat i podniesienie stopy życiowej.

Myliłby się ten, kto sądzi, że Białorusini są izolowani, odcięci od wiedzy, co się dzieje na świecie czy w ich kraju. Nie jest problemem dostęp do internetu. Ponad połowa gospodarstw domowych podpięta jest pod prywatne sieci kablowe, retransmitujące niemal setkę kanałów analogowej telewizji satelitarnej. Wśród nich są takie kanały jak ABC, CNN, BBC, a także polskie stacje publiczne i komercyjne oraz rosyjskie stacje, niezwykle krytyczne wobec prezydenta.

Sympatyków przysparza mu także troska o dziedzictwo kulturowe z wszystkich okresów dziejów, także to z czasów ZSRR. Mecenat państwa obejmuje dbałość o język białoruski. Publiczne radio i telewizja emituje specjalne programy po białorusku, a w szkołach naucza się go jako mowy ojczystej.

Białorusini nie są zamknięci. Granica z Rosją jest praktycznie otwarta, a uproszczony ruch graniczny obowiązuje z Ukrainą i Litwą. Granica z Polską także nie była przeszkodą do czasu naszego przystąpienia do Unii Europejskiej.

Ten pozornie słodki obraz trzeba nieco przysolić. Globalny poziom rozwoju białoruskiej gospodarki jest niemal dwa i pół raza niższy niż polskiej. Trzeba wszak od razu uczciwie przyznać, że ich miejskie regiony są lepiej gospodarczo rozwinięte i sprawniej funkcjonują niż 3/4 naszego terytorium. Jednak minie jeszcze sporo czasu, zanim Białorusini będą mogli cieszyć się stopą życiową ubogich Portugalczyków czy Greków.
Problemy socjalne, tak dotkliwie odczuwane w Polsce, na Białorusi obecnie występują w marginalnej formie. Rośnie nowe pokolenie, które nie zna głodu, nie zna strachu przed wyrzuceniem na bruk, nie zna bólu bezrobocia i pogardy, poniewierki z strony prywatnego pracodawcy. Rosną więc i aspiracje. Należy się spodziewać, że w pewnym momencie dach nad głową i strawa w żołądku nie wystarczą.

Oby młodzi nie dali się nabrać na tanią propagandę czczych obietnic mamiącą błyskotkami i dolarami i nie wynieśli do władzy kogoś, kto uczyni z nich niewolników i wyrobników kapitału w XXI wieku, jak to stało się udziałem nas, Polaków.



Data publikacji na stronie domowej: 6.5.2007
Opublikowano w Trybunie Robotniczej: marzec 2007